piątek, 1 lutego 2013

Od Super Bowl do sportu narodowego

W niedzielę w USA wielkie święto. Nie żeby to była jakaś rzadkość. Amerykanie uwielbiają przepych rozgłos i imprezy robione z gigantyczną pompą! Jednakowoż tym razem to wielkie święto sportu.

Źródło: www.florida-golf.org
Super Bowl, bo o nim mowa, to nieformalne amerykańskie święto narodowe. Chyba każdy, nawet w Polsce, (kojarzonej przez mieszkańców USA, jako małe państwo gdzieś obok Rosji), słyszał o tym wydarzeniu. Może niekoniecznie o jego stronie sportowej, ale przynajmniej o medialnym tornado, które wiruje wokół tego wydarzenia. Wielkie koncerny i interkontynentalne marki przez wiele miesięcy przygotowują reklamy, które emitowane będą w czasie przerw w meczu. To najlepszy marketing na świecie. Chociaż do tanich nie należy, gdyż spot trwający 30 sekund kosztuje, bagatela (!) 4 mln dolarów (!!!!!!!). Jednakże Super Bowl to przede wszystkim święto sportu. Myślę, że mało, który z naszych rodaków finałowy mecz o mistrzostwo w futbolu amerykańskim zawodowej ligi NFL (dla tych, którzy jednak nie słyszeli tłumaczę: to właśnie jest Super Bowl) ogląda. Śmiem twierdzić, że nawet niewielu z nas rozumie zasady tego fascynującego, w całej swojej brutalności sportu, nie wspominając o tym, że tych, co się nim żywo interesują też znajdzie się zaledwie kilku. Jednakże w USA ten jeden dzień w roku to absolutna, granicząca z szaleństwem, podlana hektolitrami piwa, ale jednak, celebracja sportu. W ubiegłym roku przed telewizorami zasiadło 111 mln ludzi! Co ciekawe mecz ten obserwują nawet Ci, którzy, na co dzień futbolu nie oglądają, nie lubią, ba!, nawet nie znają jego podstawowych zasad. Wielu amerykanów po prostu czuje się w obowiązku by to widowisko zobaczyć.

Skąd bierze się taki sportowy społeczny entuzjazm? W poszukiwaniu odpowiedzi sięgnęłam do nieprzebranych zasobów internetowej wiedzy i wraz z moją współblogerką splądrowałam wiele, wiele stron internetowych, (aż mi się Google spocił). Wniosek nasuwa się jeden, a ukryty jest pod magicznie enigmatycznym terminem, co się zowie: „sport narodowy”. Ma on w swej czystej, encyklopedycznej postaci (wikipedia to też jakieś źródło wiedzy i można je uznać za wiarygodne!) dwie odsłony. Czasem rozumiany jest, jako dyscyplina, która w danym państwie ma swoje korzenie (sport narodowy de jure, czyli wg prawa). I tutaj, jako przykład można podać wspomniane Stany Zjednoczone. Stamtąd pochodzą takie dyscypliny jak football czy baseball (umyślnie używam nazw oryginalnych). Tam również są one najbardziej popularne, (choć ten ostatni coraz większą popularność zyskuje w Japonii). USA jest też kolebką koszykówki, która właśnie tam święci największe triumfy, a każdy szanujący się znawca tego sportu z w pełni zrozumiałym nabożnym uwielbieniem i czcią patrzy na rozgrywki NBA.

Są jednak jeszcze narodowe sporty de facto, czyli dyscypliny sportowe uwielbiane i popularne w kraju, z którego nie pochodzą. To właśnie było głównym obiektem mojego zainteresowania, bowiem, pomijając amerykańską tendencję do organizowania kiczowatych, kolosalnych w swym rozmiarze ludzkich spędów, podziwiam ich umiłowanie sportu. Biorąc pod uwagę Super Bowl zaczęłam się zatem zastanawiać czy w innych krajach też istnieje taki swoisty sportowy szał. W mig do głowy przyszło mi kilka typowych przykładów na to, że nie tylko amerykanie potrafią ze sportu zrobić absolutnie ogólnonarodową rozrywkę.

Weźmy takich Kanadyjczyków. Naród tyleż kuriozalny, co jednocześnie mało na świecie znany. Przeczytałam gdzieś, że aby poznać Kanadyjczyka trzeba znać zasady hokeja na lodzie. Powszechnie znana jest fascynacja tym sportem, która ogarnia cały kraj klonowego liścia. Zadziwiające jest, że dosyć spokojni i stonowani Kanadyjczycy upodobali sobie tak, dosłownie i w przenośni wylewnie agresywny sport. Zresztą dla nich to więcej niż sport. Przed Olimpiadą w Vancouver w Kanadzie mówiło się, że: „Hokej wraca do domu”, a rywalizacja w finale z reprezentacją Rosji była najważniejszym punktem całych zimowych Igrzysk.

Również nasi południowi sąsiedzi Czesi znani są z tego, że hokej uwielbiają i uważają za niewątpliwe narodowe dziedzictwo, mimo iż jego popularność spada.
Nie wiedziałam natomiast, że Holendrzy mają obsesję na punkcie łyżwiarstwa szybkiego (drugi ukochany sport po piłce nożnej). Kiedy zamarzają kanały, każdy rodowity Holender zabiera swój sprzęt i wyrusza na podbój tafli. Co więcej przez wiele lat (aż do 1997r. od tego czasu nie było wystarczających mrozów), organizowany był wyścig łyżwiarski na dystansie dwustu kilometrów (200km!!!). Przebiegał on przez zamarznięte kanały jedenastu miast i miał kilkanaście tysięcy uczestników! Natomiast jego zwycięzca stawał się narodowym bohaterem i zyskiwał wieczną chwałę w swej ojczyźnie.

Typowym narodowym sportem jest np. rugby. Kultywowane zarówno na Wyspach Brytyjskich, ale zwłaszcza w jej dawnych koloniach tj. w Australii i Nowej Zelandii. Miałam okazję oglądać transmisję zeszłorocznych Mistrzostwa Świata i byłam absolutnie zaskoczona rozmiarami tej imprezy! Rozgrywki nabrały tam charakteru nacjonalistycznego wręcz i były czymś absolutnie niebywałym.

Zresztą nie trzeba szukać tak daleko i wybierać egzotycznych nieco dla nas dyscyplin by dostrzec społeczną afirmację sportu. Przykładów jest całe mnóstwo. Sporty zimowe do domena krajów Europejskich, zwłaszcza skandynawskich. Duńczycy kojarzą mi się mimowolnie z piłką ręczną, a Indie z krykietem.

Jednak jednym z najbardziej oczywistych przykładów zjawiska sportu narodowego jest oczywiście piłka nożna. W skali globalnej jest to dyscyplina, którą wiele nacji darzy miłością bezwarunkową i absolutną! Brazylia, Argentyna, Anglia, Francja, Hiszpania, Włochy… mam wymieniać dalej? Trudno byłoby znaleźć kraj gdzie piłka nożna jest sportem obcym. Środowe, hiszpańskie El Clásico to znamienny przykład tego jak sport urósł do rozmiarów „świętej wojny”! Ileż to łez radości czy rozpaczy przelewają kibice piłkarscy na całym świecie i jak cudowne emocje ten sport ze sobą niesie!

Europejczycy zwłaszcza kochają piłką kopaną. Już samo nazwanie footballu przez amerykanów soccerem, (bo przecież mają własny football) jest zbrodnią i jawną obelgą! Kibicowanie drużynie piłkarskiej to w wielu krajach tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, a na mecze chadzają całe rodziny. Zmagania największych piłkarskich gwiazd na mistrzostwach Europy, czy świata, a nawet w rozgrywkach Ligi Mistrzów przyciągają na stadiony i przed telewizory znacznie więcej osób niż wspomniany Super Bowl. Finał rozgrywanych w 2012 roku w Polsce i na Ukrainie piłkarskich Mistrzostw Europy obejrzało w telewizji 299 mln osób, a mundial w RPA śledziło 3,2 miliarda telewidzów!
Bez wątpienia największe wydarzenia futbolu cieszą się ogromnym zainteresowaniem na całym świecie, również u osób, które, na co dzień sportem się nie interesują.

Sport zyskuje popularność dzięki ludziom i często rodzi się po ich nie rzadko legendarnych, sukcesach. Czym byłaby koszykówka bez Michaela Jordana? Golf bez Tigera Woodsa? Lekkoatletyka bez Usaina Bolta? Pływanie bez Michaela Phelpsa? No i mimo wszystko, zwłaszcza mimo ostatnich znanych już wszystkim deklaracji, kolarstwo bez Lance'a Armstronga?

Choćby wspomniany Michael Phelps, jak sam zaznaczył w swojej autobiografii, bardzo chciał, by pływanie stało się w USA tak popularne, jak choćby w Australii. Jednak patrząc na liczbę widzów zeszłorocznego Super Bowl można stwierdzić, że słynny pływak, choć bardzo spopularyzował swoją dyscypliną, to sportu narodowego z niej nie uczynił.

Czym zatem tak naprawdę jest sport narodowy? Dyscypliną najbardziej popularną? Przynoszącą największe zyski? A może jednak należałoby brać przede wszystkim pod uwagę osiągane w niej sukcesy?

Zastanawia mnie to w kontekście naszej ojczyzny. My Polacy bardzo kochamy piłkę nożną. Gdy zapytamy statystycznego Polaka o nasz sport narodowy, to z dużym prawdopodobieństwem wskaże właśnie futbol. Jednak jest to dyscyplina, w której nie odnosimy sukcesów międzynarodowych. Reprezentacja Polski nie wyszła nawet z grupy na zeszłorocznym EURO, przynosząc nam zamiast narodowej dumy, nieco patriotycznego wstydu. Polskie kluby od dawna nie mają, czego szukać w europejskich pucharach, a stadiony z mniej lub bardziej sportowych powodów świecą coraz bardziej widocznymi pustkami. Jednak każde dziecko czy to na podwórku czy w szkole, w domu i na ulicy, gdzieś tam piłkę kopie, a nazwisko Messi czy Ronaldo zna prawie każdy mężczyzna w wieku od 7 do 97 lat.

Jako fanka siatkówki uważam, że jest ona jedną z tych dyscyplin, która do miana polskiego sportu narodowego aspirować powinna. Jej popularność stale rośnie, a na brak sukcesów nie można narzekać. Wypełnione hale i coraz większa ilość siatkarskich ośrodków szkoleniowych rokuje dobrze dla przyszłości tego sportu. Co więcej jest prawie tak powszechny jak piłka nożna.

Niezależnie od tego, co formalnie zostanie uznane za sport narodowy lub jaka dyscyplina w danym kraju jest najbardziej popularna, sport łączy ludzi. Kibiców wiernych i tych okazjonalnych. Rodziny, dzielnice, miasta, narody. Czy może być coś lepszego niż wspólne kibicowanie? Ja się uśmiecham na samo wspomnienie.

AUTOR: Iskra&RealAnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz