niedziela, 4 sierpnia 2013

MTB okiem laika

Mountain biking, w bardziej wymownym i rozpoznawalnym skrócie MTB, jeszcze tydzień temu było dla mnie dziedziną sportu równie enigmatyczną, co bierki podwodne tudzież curling, lecz w ciągu zaledwie siedmiu dni nie dość, że udało mi się sport ten odrobinę poznać to jeszcze zapałać podziwem do zawodników i atmosfery wokół niego panującej. Wszystko za sprawą MTB Sudety Challenge czyli maratonu kolarstwa górskiego w Kotlinie Kłodzkiej. Piękne tereny, fascynujący sport, wspaniali ludzie czegóż można więcej chcieć?!

Na MTB Sudety Challenge pojechałam z racji swego szlachetnego zawodu. Zadaniem ekipy fizjoterapeutów i masażystów, w której gronie się znalazłam było doprowadzenie startujących do względnego porządku po morderczych (z mojej perspektywy chwilami nawet samobójczych) trasach maratonu. Wyścig ten ma formułę, umownie nazwijmy pół -zawodową, pół- amatorską. Oczywiście byle kto "z ulicy" udziału wziąć nie może. Większość zawodników zrzeszona jest w klubach, co nadaje całemu wydarzeniu naprawdę profesjonalnego charakteru. Zdecydowanie największą grupę startujących stanowili obcokrajowcy, chociaż reprezentacja naszych rodaków również była spora. Najbliższa memu sercu była ekipa Gomola Trans Airco, której mocno wraz z moimi współpracownikami kibicowałam. W maratonie brały udział zarówno kobiety i mężczyźni. W kategorie zagłębiać się nie będę, ale startować można było solo bądź w parze (tej samej płci lub mieszanej). Oprawa tego sportowego spektaklu to kawał dobrej organizacyjnej roboty, ale nie o tym dzisiaj pisać zamierzam.

Źródło: mtbchallenge.com
Kolarstwo górskie to sport dla ludzi o nerwach ze stali, mocnej skórze i zdecydowanie twardym zadku:P O czym mogłam się przekonać nie raz i nie mam tu na myśli tylko wykonywanego przeze mnie masażu:) Każdy z pięciu etapów wyścigu to ok. 80 km tras górskich, z przewyższeniami rzędu dwóch, dwóch i pół tysięcy metrów! Do tego „luźna” nawierzchnia złożona głównie z kamieni, korzeni i innych elementów górskiej przyrody tworzących naturalny tor przeszkód dla człowieka poruszającego się na dwóch kółkach! Katorżnicze podjazdy i karkołomne zjazdy to chleb powszedni każdego kolarza górskiego i jednocześnie najbardziej spektakularna część wyścigu . Ja mając przyjemność patrzenia z boku na zmagania tych sportowców często miałam przed oczyma wizję rychłej i niechybnej śmierci, aczkolwiek to co dla mnie jest niewykonalne i absolutnie nie do zrobienia, wielu kolarzy nazywa „najlepszą zabawą”. Zaskakujące jak wiele technicznych umiejętności należy posiadać by w takim wyścigu udział wziąć i nie zginąć przy pierwszym zjeździe, bo przejechać trasę to jedno, ale zrobić to szybko, sprawnie i bezpiecznie to już nie takie oczywiste i proste. Jest wiele maciupeńkich detali, które na danym odcinku zmienić mogą bardzo wiele. Do tego dochodzi wiele szczegółów stricte mechanicznych, które nie kończą się na wymianie opony! O nie!

Źródło: mtbchallenge.com
Dodatkowym utrudnieniem była dosyć nie sprzyjająca wyścigowi aura. Temperatura sięgająca prawie 34 stopni Celsjusza uderzała do głowy nam, zwykłym śmiertelnikom, a co dopiero tyrającym w górach kolarzom! Istny obłęd! Jednak to co mnie najbardziej urzekło w MTB to odwaga i determinacja, która świadczy o niesamowitej, tylko dla sportu charakterystycznej pasji. Na ten przykład mogę podać przypadki zawodników, którzy po poważnej awarii roweru, której nie mogli naprawić ( wiele usterek reperowali samodzielnie na trasie) nie wycofywali się tylko dreptali lub biegli (co w butach kolarskich jest arcytrudne) wiele kilometrów (!!) do obwoźnego serwisu, by potem niezmordowanie kontynuować wyścig. Jeden z zawodników, który w skrócie mówiąc „wykończył” swój rower, będąc na trasie pożyczył „maszynę” od innego kolarza, który zrezygnował ze zmagań, tylko po to, żeby dojechać na metę i zdobyć upragnioną koszulkę finisher’a. Innym przykładem są wypadki na szlaku… To nie byle obtarcia czy zdarte kolana… Co tam wywrotka, połamane palce , lot koszący ponad kierownicą ( fachowa nazwa :OTB)! Nic to wobec całości wyścigu! Potocznie i wszechstronnie używany aforyzm „wylewać pot, krew i łzy” w kolarstwie górskim nabiera znaczenia tak namacalnego i oczywistego, że wręcz niemożliwego! Oczy z orbit mi wychodziły słuchając tych historii! Jako człowiek medycyny miałam oczywiście pewne wątpliwości co do sensu tego wszystkiego, lecz jednocześnie narastał we mnie podziw i zdumienie wobec tego co działo się na tym wyścigu. Mówiąc wprost złapałam bakcyla:)

Oczywiście na rower górski nie wsiądę teraz by spróbować swoich sił ( na głowę jeszcze nie upadłam!), ale z pewnością na MTB zwrócę uwagę większą niż dotychczas. Dlaczego? Bo obserwowanie z bliska tego sportu daje potężnego kopa pozytywnej energii i jest zaraźliwe. Polecam każdemu kto będzie miał czas i okazję, zobaczyć kolarzy górskich w akcji! Jest to widowisko, którego nie sposób zapomnieć.

Na koniec anegdota z mojego domu rodzinnego. Wracam po wspomnianej wyżej imprezie. Chwalę się zdjęciami, opowieściami itd., na co moja babcia, lat 71 pyta: „To był wyścig MTB? Czy to nie to uprawia Maja Włoszczowska?„

Moja reakcja: rozszerzenie źrenic w geście absolutnego zaskoczenia poziomem wiedzy nestorki mojego rodu, odruch opadnięcia szczęki jako wyraz ogromnego szoku i tubalny atak śmiechu na koniec!

Miłość do sportu to jednak przechodzi w genach:) 

Etapy wyścigu: Prolog: Niedziela, 28.07, Kudowa Zdrój – Kudowa Zdrój; Dystans: 8,1 km Przewyższenia 507 m.

Etap I : Poniedziałek 29.07, Kudowa Zdrój – Kraliky; Dystans: 88,2 km Przewyższenia 2210 m.

Etap II: Wtorek 30.07, Kraliky – Stronie Śląskie; Dystans: 80,0 km Przewyższenia 2603 m.

Etap III: Środa 31.07, Stronie Śląskie – Złoty Stok; Dystans: 60,0 km Przewyższenia 2019 m.

Etap IV: Czwartek 1.08, Złoty Stok – Walim; Dystans: 71,5 km Przewyższenia 2403 m.

Etap V: Piątek 2.08, Walim – Kudowa Zdrój; Dystans: 77,9 km Przewyższenia 2243 m.

Łączny dystans wyścigu to prawie 400 km i 12000 m przewyższenia.

 AUTOR: Iskra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz