poniedziałek, 18 sierpnia 2014

W pogoni za marzeniem

Zobaczyć na żywo mecz Realu Madryt to od lat jedno z moich największych marzeń. Dziś mogę powiedzieć, że marzenia się spełniają, trzeba być tylko cierpliwym. Rzecz jasna w tym pragnieniu od zawsze obecny był Madryt i Santiago Bernabéu. Tymczasem los chciał inaczej i pierwsze spotkanie w wykonaniu Królewskich zobaczyłam z trybun Stadionu Narodowego.

Gdy dotarła do mnie informacja, że Real Madryt zawita do Warszawy chwilę się zastanowiłam. Czy przyjedzie pierwsza drużyna? Czy też zagrają jedynie rezerwy? Jednak żyje się tu i teraz, taka szansa może się już nie powtórzyć. Pomyślałam: wielki Real zagra w Polsce, przecież nie może mnie tam zabraknąć! Zakupiłam bilet i z niecierpliwością odliczałam dni.

Kartka kalendarza wskazała 16 dzień sierpnia. Po nerwowej nocy wsiadłam w autobus i dotarłam do stolicy, gdzie czekał mnie przyjemny widok ulic zapełniających się fanami Realu. Gdy nadeszła pora udałam się pod stadion i przez ponad godzinę czekałam wraz z pozostałymi kibicami na przyjazd autobusu z graczami Realu. Gdy wreszcie nadjechali udało się dojrzeć niewiele, zaledwie twarz Pepe, ale to był znak, że oni tu naprawdę są. Czas ruszać na stadion! Pierwsi na rozgrzewkę wybiegli bramkarze, potem reszta drużyny. Zawodnicy Realu bardzo pozytywnie reagowali za każdym razem gdy słyszeli jak madridistas skandują ich nazwiska. Rozpoczął się mecz, ponad 90 minut gry minęło jak kwadrans. Tak długo czekałam by cieszyć się spotkaniem w wykonaniu Królewskich, a po chwili było już po wszystkim.

Gdzieś w głębi czułam, że pierwszy mecz, który zobaczę na żywo zakończy się porażką. Przyznaję, że wynik trochę popsuł mi humor, bo zawsze chciałabym oglądać tylko zwycięski Real Madryt. Jednak tak naprawdę w Super Meczu nie chodziło o wynik. Było to tylko spotkanie towarzyskie, w którym nie można oczekiwać od piłkarzy zaangażowania takiego jak w walce o punkty i trofea. Dla mnie liczyło się to, że oglądam MOJĄ drużynę na żywo, że wreszcie nie dzielił nas ekran telewizora.

Skład, jakim Real zawitał do Polski był bardzo zadowalający. Patrząc, w jakim zestawieniu w naszym kraju rok temu zjawiła się Barcelona każdy kibic Los Blancos musi być szczęśliwy. Nie mogłam podziwiać gry Garetha Bale'a, Pepe, Ikera Casillasa (ikona Realu wzięła jednak udział w rozgrzewce), a także Isco i Luki Modricia (nie przyjechali w ogóle), ale wszyscy pozostali piłkarze ukazali się moim oczom.

Na trybunach kibice Realu stworzyli dobrą atmosferę. Większość dołączyła do akcji „Biały stadion”, były specjalnie przygotowane na tę okazję koszulki, na których widniał napis "GRACIAS POR LA DÉCIMA". Była oprawa przygotowana przez stowarzyszenie Águila Blanca honorująca legendarnego Alfredo Di Stéfano, której nie powstydziliby się Hiszpanie. Wszyscy starali się także dopingować drużynę z Madrytu. Oczywiście trudno było spodziewać się, że polska publiczność w większości nie posługująca się językiem hiszpańskim przez cały mecz będzie śpiewała jak kibice zasiadający na Bernabéu, ale myślę, że ze strony polskiego madridismo mecz wyszedł naprawdę dobrze, a piłkarze Realu byli pozytywnie zaskoczeni. Dla mnie wspólne kibicowanie było wspaniałym przeżyciem.

Gdy zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego piękny sen się skończył. Czas powrócić do rzeczywistości. Mam jedynie nadzieję, że by ponownie cieszyć się grą Los Blancos z trybun nie będę musiała czekać kolejnych dziesięciu lat. Następnym razem jednak to ja pojadę do Hiszpanii i zajmę miejsce na Estadio Santiago Bernabéu! Jestem tego pewna.

Gracias Real! Gracias madridistas!





Źródła zdjęć: własne

AUTOR: RealAnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz