Historia kapitana.
Rozdział 197.
Totti. Kapitan. Autobiografia – Francesco Totti, Paolo Condò
Aktualnie w piłkarskim świecie transfery są bardzo powszechne. Nikogo już nie dziwią zawodnicy wielokrotnie zmieniający kluby. Niezwykle rzadko zaś zdarzają się piłkarze, którzy całą seniorską karierę bronią tylko jednych barw. Jedną z takich – nie bójmy się tego powiedzieć – romantycznych historii, napisał Francesco Totti. Rzymianin z urodzenia, romanista z wyboru. Wieczny kapitan wiecznego miasta. Człowiek, który utożsamia uczucia kibiców. Dla którego klub oznacza miłość i oddanie, a nie miejsce pracy. Postać, której fanom futbolu nie trzeba przedstawiać. A którego historię możemy bliżej poznać sięgając po książkę „Totti. Kapitan. Autobiografia”.
Lektura, która na polskim rynku literatury sportowej pojawiła się dzięki Wydawnictwu SQN, pozwala prześledzić przebieg kariery włoskiego piłkarza. Od początków przygody z piłką, przez pierwszą drużynę Romy, zdobycie mistrzostwa Włoch i Pucharu Świata, aż po zakończenie sportowej kariery. Dwóm wydarzeniom Totti poświęcił najwięcej miejsca. Pierwszym z nich było zdobycie scudetto, drugim tytuł mistrzów świata. Obydwa tematy są w książce szeroko opisane. Co więcej zdarzają się również rozdziały typowo tematyczne, dotyczące najczęściej konkretnych postaci: Antonio Cassano, żony Tottiego, czy też Luciano Spallettiego.
„Choć zrodzona z miłości, presja kibiców stała się nieznośna.”
Trzeba jednak zaznaczyć, iż historia nie jest przedstawiona całkowicie chronologicznie, gdyż Totti wyraźnie rozgraniczył wątek kariery klubowej i reprezentacyjnej. Jak typowy Włoch porównał dwie drużyny w barwach, których występował do płci pięknej. Romę określił, jako „kobietę swojego życia”, zaś z reprezentacją – jak napisał – jedynie romansował. W swojej autobiografii każdej z „kobiet” poświęcił, więc osobną opowieść. Takie rozwiązanie momentami wprowadza niestety zamęt. Wydaje się, że jednak lepiej byłoby trzymać się kalendarium, skoro w życiu piłkarza gra dla klubu i kadry narodowej łączy się i przeplata.
„Kibice cierpią tak bardzo, że nawet nie gwiżdżą.”
Książkę dosyć dobrze i szybko się czyta. Zdarzają się fragmenty mniej ciekawe, te dotyczące przebiegu meczów, sezonów oraz turniejów. Osobiście oczekiwałam także więcej historii zza kulis, informacji z szatni, pewnych „piłkarskich smaczków”. Nie twierdzę, że w ogóle ich nie było. Owszem były, ale mimo wszystko chciałoby się więcej, dużo więcej, wiedząc, kogo autobiografię trzymamy w rękach. Powyższe uwagi sprawiają, że „Totti. Kapitan. Autobiografia” nie jest pozycją wybitną, ale napisaną na naprawdę dobrym poziomie już z pewnością tak.
„[…] miłość kibiców była wiatrem, który dodawał mi skrzydeł przez całą karierę.”
Książka zaczyna się dość oryginalnie, bo od… więzienia. Ściślej mówiąc od wizyty Tottiego w zakładzie karnym, bynajmniej nie w roli skazanego, a odwiedzającego. Piłkarz wziął udział w rozdaniu nagród w turnieju futsalowym i sesji fotograficznej z więźniami. Totti opowiada o jednym z osadzonych, który zdobył się na spore poświęcenie, aby móc zrobić sobie zdjęcie z piłkarzem. Chłopak zakończył odbywanie kary tydzień wcześniej, ale wymusił na naczelniku dodatkowe siedem dni odsiadki, gdyż nie wyobrażał sobie, że nie będzie uczestniczył w spotkaniu z Tottim. Jego historia ukazuje jak wielką miłością kibice Romy darzą swojego – byłego już – kapitana. Po tym prologu Totti wraca pamięcią do czasów dzieciństwa i rozpoczyna właściwą opowieść.
„Byłem golem na 1:0 w najważniejszą niedzielę naszej historii.”
Sięgając po tę pozycję dowiecie się, kto jako pierwszy zdał sobie sprawę z rozmiaru talentu Francesco, który trener Romy był wyraźnie uprzedzony do… rzymian oraz kogo treningi motoryczne bardziej pasowały do oddziału marines niż drużyny piłkarskiej. Odkryjecie, od kiedy Totti przyjaźni się z Buffonem, czy też, czym wściekli kibice Romy rzucali w piłkarzy, kiedy zostali wyeliminowani z Pucharu Włoch przez Atalantę.
Totti sporo miejsca poświęca sezonowi, który zakończył, jako mistrz Włoch. Wspomina, jaki film oglądał każdego wieczora w tygodniu poprzedzającym zdobycie scudetto. Mówi, co nietypowego było w świętowaniu mistrzostwa przez piłkarzy Romy. Zdradza również jak długo kibice w Rzymie fetowali upragniony sukces.
Drugim szeroko opisywanym wątkiem są mistrzostwa świata z 2006 roku. Dowiecie się, w jaki sposób Lippi rozładował napięcie panujące w drużynie przed walką o półfinał. Odkryjecie, co piłkarze Włoch robili w nocy przed finałem oraz który – jako jedyny z całej kadry – spał. Totti zdradza jak po turnieju próbował przekonać Buffona do przejścia do Romy. Ponadto tłumaczy, dlaczego scudetto jest dla niego ważniejsze niż Puchar Świata.
„Kapitan rzymian i romanista, który prowadzi Romę do scudetto to koncept, który wykracza poza czystą sportową radość.”
Totti wyjaśnia, co tak naprawdę oznaczał jego sposób świętowania bramek, czyli gest palca w ustach. Komentuje najwstydliwsze zdarzenie w swoim życiu – oplucie Poulsena. Odkrywa kulisy konfliktu z trenerem Spallettim. Wreszcie wyjawia, czy patrząc z dzisiejszej perspektywy na wszystkie trofea, które mógł zdobyć, żałuje, że nie przyjął bajecznej oferty Realu Madryt w 2005 roku.
Kogo uważał za najlepszego piłkarza, z jakim kiedykolwiek grał? Dlaczego nie znosił Pavla Nedvěda? Kiedy kibicuje Lazio?! Z kim na boisku tworzył duet niczym „Batman i Robin”?
„Szczerze mówiąc, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, czym byłaby dla mnie gra przeciw Romie.”
„Totti. Kapitan. Autobiografia” to książka, która bez wątpienia zainteresuje każdego fana Romy, jak i samego Francesco Tottiego. Ich raczej nie trzeba zachęcać do lektury. Jednak tę książkę powinni przeczytać wszyscy piłkarscy kibice, gdyż coraz trudniej znaleźć zawodników, dla których klub jest miłością, a do tego mają do przekazania bardzo ciekawą futbolową historię.
„Przerażenie niemożliwe do opisania. Silne i mrożące krew w żyłach uczucie, że wszystko skończone.”
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.
Źródło zdjęcia: własne
Powiązane wpisy:
1. Gigi Buffon. Numer 1
2. Pirlo. Myślę, więc gram
3. Pavel Nedvěd. Piłkarze odchodzą, mężczyźni zostają. Czyli moje zwyczajne życie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz