niedziela, 14 lutego 2016

Witaj Ekstraklaso

Byłam na meczach mistrzostw Europy, Ligi Mistrzów, El Clásico, czy też reprezentacji Polski. Ale nigdy wcześniej nie byłam na meczu naszej rodzimej Ekstraklasy. Teraz i takie spotkanie mogę dopisać do powyższej listy, gdyż z trybun obejrzałam mecz Ruchu Chorzów z Zagłębiem Lubin.

Polską Ekstraklasę oglądam rzadko. Nie ukrywam, że poziom piłkarski specjalnie mnie nie przekonuje. Jednak przebywając, na co dzień wśród wiernych kibiców nie można być obojętnym na losy miejscowego klubu. Musiał w końcu nadejść ten dzień. Dzień pójścia na mecz. Tydzień wcześniej zadzwonił mój kuzyn (serdeczne pozdrowienia ;)) przypominając, że kiedyś obiecał, że zabierze mnie na „Estadio de Cicha” i zapytał czy nie wybierzemy się na inaugurację rundy wiosennej. Do wzięcia udziału w wydarzeniu sportowym nie trzeba mnie namawiać, chęci pojawiają się natychmiast! Niepokój wzbudziła jedynie pora roku i pogoda za oknem. Kibice to jednak „twarde sztuki” i zimno ich nie przestraszy. Zaczęliśmy, więc małe przygotowania do meczu.

Aby zobaczyć gwiazdy hiszpańskiej piłki, czy też usłyszeć na stadionie hymn Champions League wystarczy zakupić bilet. W Polsce jeszcze niedawno kibice przed udaniem się na stadion musieli wyrobić kartę kibica. Zmieniło się to w związku z nowelizacją ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Teraz bilety na mecz mogą zakupić także osoby, które nie posiadają karty kibica. W przypadku Ruchu Chorzów jednak chcąc kupić bilety przez Internet takową kartę posiadać trzeba. Bez niej wejściówki są także droższe. Niektórym może się wydawać, że taka karta to dodatkowy kłopot. Niemniej jednak cały proceder trwa nie więcej niż pięć minut i jest jednorazowy. Udałam się więc do oficjalnego sklepu klubowego, wypisałam krótki wniosek, a na podstawie dowodu osobistego została wyrobiona karta. Szybko, bez problemu i tanio (zaledwie 5 zł). 

Nadszedł piątek i udaliśmy się na mecz. Na stadion przy ulicy Cichej 6 ostatni raz zawitałam ponad dziesięć lat temu. Według pamięci największych fanatyków Niebieskich był to mecz barażowy o udział w II lidze ze Zniczem Pruszków. Ja pamiętam jedynie, że chorzowianie przegrali, wszystkich zdenerwowali, ale dzięki przewadze z pierwszego spotkania utrzymali się. Ponad dekadę później stadion wygląda zupełnie tak samo (wciąż czekamy na obiekt godny 14-krotnego mistrza Polski), a i gra Niebieskich ponownie nie zachwycała. Tym razem porażki jednak nie było, atmosfera również była o wiele lepsza. Kibice w znacznej liczbie pojawili się na trybunach. Byli młodzi mężczyźni, czyli osoby, które większości niezorientowanych kojarzą się z kibicami, ale także kobiety i dzieci. A nawet osoby starsze, których wieloletnia pasja i miłość do klubu była wypisana na twarzach. Bardzo przyjemny widok. Sport ewidentnie łączy pokolenia. Wszyscy głośno i przez większość spotkania kulturalnie dopingowali swoją drużynę. Szkoda, że gospodarze ani razu nie trafili do bramki i bardziej nie rozgrzali kibiców. Jednak również żadnego gola nie stracili, więc mecz można zaliczyć do umiarkowanie udanych. Jak stwierdził mój kuzyn: „jest progres, następnym razem jak pójdziesz na pewno wygrają”. I tego się trzymajmy! Nie pozostaje, więc nic innego, jak napisać do zobaczenia wkrótce. :)

Dzięki Wojtek! :)

Źródło zdjęć: własne

AUTOR: RealAnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz