wtorek, 2 lutego 2016

(Prawie) nasze mistrzostwa

Euro, Euro i po Euro. Na mistrzostwa Europy w piłce ręcznej tak jak wszyscy kibice szczypiorniaka w Polsce długo i z niecierpliwością czekałam, a te nieco ponad dwa tygodnie minęły jak jeden weekend. Były wielkie emocje, były horrory, były happy-endy. Niestety było i wielkie rozczarowanie. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Siódme miejsce boli i boleć będzie jeszcze długo. Jednak ten tekst nie będzie o naszej porażce, ale o mistrzostwach ogólnie. EHF Euro 2016 było bowiem kolejną imprezą sportową, którą miałam przyjemność obserwować nie tylko z perspektywy kanapy.

Z radością przejęłam informacje o otrzymaniu przez Polskę prawa do organizacji turnieju. Bez wahania podjęłam także decyzję o zakupie biletów i z uwagą śledziłam wiadomości o możliwości ich zdobycia. Jak to bywa przy okazji meczów naszych reprezentacji na turniejach organizowanych w Polsce było to zadanie powodujące sporo nerwów. Zakup biletów przez Internet to momentami koszmar. Serwery oczywiście odmówiły posłuszeństwa po kilku minutach. Trzeba było się trochę namęczyć, ale wejściówki ostatecznie udało się zakupić. Miało to miejsce pół roku przed rozpoczęciem turnieju, więc trzeba się było uzbroić w cierpliwość. W końcu nadszedł styczeń 2016 roku.

Faza grupowa – mecz z Francją

Wcześniej byłam już na meczach naszej kadry szczypiornistów. Były to jednak „zaledwie” eliminacje do mistrzostw świata oraz mecz towarzyski. Tym razem ranga była nieporównywalnie większa.

Na rozgrzewkę obejrzeliśmy pojedynek Serbii z Macedonią. Kibice Macedonii przez całe spotkanie głośno dopingowali swoich zawodników, więc z entuzjazmem przyjęłam awans ich drużyny do dalszej fazy turnieju.

Później nastąpił gwóźdź programu. Mecz Polaków z mistrzami świata, olimpijskimi i (wtedy jeszcze aktualnymi) Europy. Na trybunach panowała wspaniała atmosfera. Naszych zawodników niósł niesamowity doping. Odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego wraz z niespełna 15 tysiącami rodaków, radość z każdego gola, wykrzykiwanie nazwisk strzelców bramek i ciągły śpiew to chwile, które wyryją się w mej pamięci na długo. Naszym towarzyszył piękny doping, zaś każdej akcji Francuzów głośne gwizdy i buczenie. Co za moc!! Magia!! Na samo wspomnienie mam ciarki! :)

Napisać, że nie spodziewałam się wygranej z tak utytułowaną drużyną, to nic nie napisać. Pomimo wielkiej wiary brałam pod uwagę porażkę. Choć wierzyłam w zwycięstwo, to był też strach. Najbardziej obawiałam się pogromu, jaki mogli Polakom zafundować trójkolorowi. Tymczasem okazało się, że teoretycznie najgroźniejszego rywala pokonaliśmy aż sześcioma bramkami, a ja na własne oczy zobaczyłam najpiękniejszy mecz tych mistrzostw.

Runda finałowa

Jak mogło nas zabraknąć w tej fazie turnieju po zdobyciu kompletu punktów w pierwszej części Euro, pokonaniu Francji i sprzyjających wynikach przeciwników, nie wiem do dziś. Głęboko wierzyłam, że na podium zobaczę Polaków. To byłoby piękne zakończenie mistrzostw. Właściwe zakończenie. Przykro mi jeszcze bardziej, bo zdobycie wejściówek na te mecze nie było ani łatwe, ani tanie. Po porażce Polaków z Chorwacją, (choć właściwie powinnam użyć wyrażenia sromotnej klęsce) straciłam ochotę na kolejne wyprawy do Krakowa. Jednak ranga meczów przekonała mnie by po raz kolejny zasiąść na trybunach Tauron Areny. Obserwując zmagania półfinalistów byłam w podłym nastroju, czułam pustkę. Dwa dni później nie było o wiele lepiej, ale złość, z którą nic przecież nie dało się zrobić, powoli mijała. Trzeba było zacząć się cieszyć z obecności na meczach, których stawką były medale mistrzostw Starego Kontynentu. Taka okazja prawdopodobnie już się w moim życiu nigdy nie powtórzy.

W meczu o brąz kibicowałam Chorwatom, bo pokazali, że nie ma rzeczy niemożliwych. Ich kibice byli fantastyczni podczas całego spotkania i z przyjemnością obserwowałam ich wielką radość, gdy na tablicy wyświetlona została 60 minuta. Najważniejszy mecz turnieju okazał się natomiast widowiskiem jednostronnym, więc emocje dość szybko opadły, tym bardziej, że trzymałam kciuki za Hiszpanów.

Szczypiorniści po meczach oraz otrzymaniu medali dziękowali swoim kibicom i chętnie rozdawali autografy.  Nawet pokonani zachowali się z klasą, tak jak Julen Aginagalde, który bez wahania zgodził się na wspólne zdjęcie ze mną. :) Gracias!

Organizacja

Wszyscy nas chwalą za organizację turnieju. I jak najbardziej jest za co!

Polska ustanowiła rekord frekwencji na trybunach. Na żadnych poprzednich mistrzostwach w historii tylu kibiców nie uczestniczyło w meczach na żywo. Rekord pobiliśmy jeszcze przed decydującymi starciami, później tylko podbijaliśmy liczby ustawiając poprzeczkę kolejnym organizatorom naprawdę wysoko. Na trybunach panowała wspaniała atmosfera. Na meczach Polaków to sprawa oczywista, ale turniej międzynarodowy to także niepowtarzalna okazja by przebywać z fanami z innych części kontynentu. A ci licznie przybyli do naszego kraju i przyczynili się do wysokiej oceny naszego Euro!

Organizatorzy zadbali, aby kibice nie nudzili się przed i między meczami. W Tauron Arenie powstała strefa rozrywki z licznymi atrakcjami. Każdy miał także możliwość spróbowania swoich sił w mini-pojedynkach. Był refeksomierz, były rzuty na bramkę z pomiarem prędkości. Zwycięzcy otrzymywali atrakcyjne gadżety związane z piłką ręczną i naszymi zawodnikami – m.in. koszulki polskiej reprezentacji, kalendarze, czy też piłki i poduszki z napisem Kocham Ręczną. Oprócz gier można było także zrobić zdjęcie z całą naszą kadrą. Wystarczył uśmiech, pięć sekund i zdjęcie trafiało do naszych rąk. Super sprawa!

Jeśli chodzi o organizację to mam jednak małe zastrzeżenia. Jadąc na mecz z Francją wraz z moimi towarzyszami skorzystałam z udostępnionych dla kibiców miejsc parkingowych na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego. Stamtąd przesiedliśmy się do podstawionego darmowego autobusu, który zawiózł nas pod samą krakowską Arenę. Szybko, łatwo i bez komplikacji. Problemy zaczęły się podczas decydujących spotkań mistrzostw. Gdy Polacy odpadli z turnieju organizatorzy stwierdzili, że powyższe rozwiązania, choć zaplanowane na cały przebieg meczów w Krakowie, są już niepotrzebne. Taka postawa jest całkowicie niezrozumiała. Nie dość, że parking zamknięto, to w dodatku nikt nie raczył zamieścić na ten temat jakiejkolwiek informacji. Za to minus dla organizatorów! Nie tylko obcokrajowcy was oceniają, ale warto także zadbać o opinię rodaków.

Do zobaczenia!

Mimo wszystko to były piękne mistrzostwa. Z pewnością na długo zapadną mi w pamięci. Mam nadzieję, że z czasem będę wspominać tylko te dobre chwile. Z niecierpliwością czekam już na kolejną wielką „ręczną” imprezę w naszym kraju. Mistrzostwa świata 2023 przybywajcie!!

P.S. Więcej zdjęć znajdziecie na naszym facebooku – zapraszamy!

AUTOR: RealAnia

1 komentarz:

  1. Do pełni szczęścia zabrakło tylko awansu Polaków do strefy medalowej i zdobycia upragnionego krążka, bo tak naprawdę do feralnego meczu z Chorwacją wszystko było jak w bajce... Niestety, wybudzono nas z tego snu :(

    Cieszy jednak fakt, ze udało się uzyskać rekomendacje i pochwały od zawodników, trenerów, kibiców zagranicznych ekip i władz EHF. Dobrze wróży na przyszłość, że takie imprezy będą w kraju nad Wisłą na porządku dziennym!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń