Z natury jestem obserwatorem. Wierzę w fakty, opieram swoje osądy na racjonalnych wręcz naukowych dowodach, lecz ostatnio zaczęłam wątpić w moje zdolności dedukcji. Wszystko za sprawą najnowszych transferów, których dokonała Skra Bełchatów. Polityka pozyskiwania, a raczej pozbywania się zawodników w trakcie sezonu jest dla mnie nieco zaskakująca. Jestem zwolenniczką stałego składu i rozwiązywania wewnętrznych problemów metodą prób i błędów niż radykalnych zmian personalnych w czasie trwania sezonu. Jednak widocznie działacze z Bełchatowa mają inne podejście do sprawy.
Odejście Yosleydera Cali wielkich kontrowersji nie wywołało. Owszem, było małym zaskoczeniem, ponieważ transfer w środku sezonu zawsze jest niespodzianką. Cala był zawodnikiem cennym, ale nie eksploatowanym. Po tym jak miejsce na przyjęciu dostał Mariusz Wlazły, Kubańczyk mówiąc wprost „grzał ławę”. Ambicja i pewność siebie nie pozwoliły mu na to by pełnić funkcję tła pierwszej szóstki, więc z Bełchatowa odszedł za porozumieniem stron. Bez większych problemów znalazł nowy klub, w którym od początku jest głównym bohaterem akcji. Niech mu tureckie parkiety szczęśliwe będą!
Co zostawił po sobie Cala? Konsternację. Na odchodne bowiem powiedział, że od początku nie mógł odnaleźć wspólnego języka z trenerem, który nie wierzył w jego możliwości. Poniekąd, można tłumaczyć to rozżaleniem, poniekąd tym, że Cala był indywidualistą, który chciał grać… pierwsze skrzypce, a przynajmniej chciał być pierwszy „na skrzydle.” Sam prezes bełchatowskiego klubu, Konrad Piechocki powiedział, że przyjmujący ten nie nadawał się do zespołu… ze względu właśnie na rzeczony indywidualizm. Filozofia Skry zawiera się w słowach:” liczy się drużyna, a nie jednostka”, co dla sportów zespołowych jest w pełni
zrozumiałe.
zrozumiałe.
Cała sprawa z wymianą przyjmującego minęła by zapewne bez echa gdyby nie to, że w kilka dni po tym wydarzeniu Skra „huknęła” informacją o zakontraktowaniu nowego zawodnika. Logicznym wydawałoby się zatrudnienie przyjmującego, ale niestety w sporcie prawa logiki chyba nie obowiązują. Nowy mieszkaniec Bełchatowa, Dante Bonifante jest bowiem rozgrywającym. Wówczas trzecim w szeregach wicemistrza Polski.
Na kolejną reakcję długo czekać nie trzeba było. Dejan Vincić za porozumieniem stron unieważnił kontrakt z bełchatowską drużyną. Oczywiście klub takie rozwiązanie tłumaczy kontuzjami rozgrywającego, małymi acz dokuczliwymi i faktem, że pojawił się on w klubie dosyć późno, nie mając szans na właściwe przygotowanie się do sezonu. Argumenty wiarygodne i rzeczowe, nie da się ukryć. On sam jednak, chwaląc klub za profesjonalizm, zakwestionował podejście trenera do zawodników. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale opinię miał zbliżoną do tej wyrażonej przez Yosleydera Cala.
I tutaj pies pogrzebany. Skoro dwóch zawodników stawia podobne zarzuty to zaczyna być to bynajmniej zastanawiające. Oczywiście biorąc pod uwagę podejście racjonalne, zawodnik zwolniony, ma w sobie żal i musi znaleźć sposób na jego rozładowanie. W takich sytuacjach łatwo wyciąga się tzw. "brudy”. Z drugiej jednak strony tak nagłe odejście dwóch członków drużyny budzi kontrowersje i zaczyna rodzić pytania o to co tak naprawdę się dzieje w jej wnętrzu. Czyżby Jacek Nawrocki nie radził sobie ze swoją funkcją? Prawda jest taka, że poprzedni skład Skry stworzony został przez Daniela Castellaniego. Teraz po odejściu kluczowych zawodników jak np. Bartosz Kurek czy Miguel Falasca za stworzenie nowego zespołu odpowiadał trener Nawrocki. Może to zadanie nieco go przerosło… Sam trener jednak decyzji nie podejmuje. Działacze klubu na czele z prezesem Piechockim mają spory udział w wyborze zawodników do drużyny. Mają swoją koncepcję i jej się trzymają. Trudno zatem orzec czy odejście zawodników ma przyczynę w samej drużynie czy jest skutkiem konsekwentnego poszukiwania najlepszego rozwiązania dla Skry. Może w tym całym transferowym szaleństwie jest metoda. Może to właśnie recepta na spektakularny sukces.
Fakty są następujące. Wymiana zawodników póki co zakończona. Jacek Nawrocki oraz władze klubu bez odzewu pozostawiają zarzuty swoich byłych podopiecznych. Skra radzi sobie całkiem nieźle. Wygrana z Dynamem Moskwa zespół podbudowała. Przegrana z Politechniką Warszawską otrzeźwiła, a koniec końców na półmetku sezonu do lidera tabeli siatkarze z Bełchatowa tracą zaledwie dwa punkty. I chociaż gra Skry czasem pozostawia wiele do życzenia to nie widać by trawiły ją jakieś znaczące problemy. I to jest chyba najważniejsze. Cokolwiek by się nie działo liczy się przecież tylko drużyna.
AUTOR: Iskra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz