sobota, 1 września 2012

Que viva civilización!

Kibic to istota uzależniona od cywilizacji. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Bo jak inaczej ma on obejrzeć mecz? Bez telewizora - posiadającego rzecz jasna odpowiedni pakiet kanałów sportowych - lub dostępu do internetu, skazany jest na "sportowy głód".

Oczywiście jeśli jest się fanem swojej lokalnej drużyny, to można pójść na stadion. Ale co ma począć, polski kibic, którego serce wybrało klub na przykład z Hiszpanii, czy też deszczowej Anglii? Przecież nie będzie co tydzień, nie licząc już rozgrywek pucharowych, - choć bardzo by chciał – podróżował za granicę obejrzeć mecz piłkarski. Takim właśnie fanem jestem ja. Mój los dzielą miliony kibiców na całym świecie, którzy nie mieli tyle szczęścia i nie urodzili się w mieście swojego ukochanego klubu. Dlatego pozostaje nam jedynie śledzenie poczynań piłkarskich herosów za pomocą odpowiednich zdobyczy cywilizacyjnych.

Tak więc świątek, piątek czy niedziela, w moim przypadku mecz Realu Madryt to stały i obowiązkowy punkt programu. Tylko w wyjątkowych sytuacjach, z cudzej i przymuszonej woli, spotkania Los Blancos nie obejrzę. I wtedy przeżywam istne katusze. No bo co tu w takiej sytuacji ze sobą począć? Człowiek nie może się na niczym skupić, tylko myśli jak im tam na boisku idzie? Czy aby już nie strzelili, a nie daj Boże nie stracili jakiejś bramki? Czy ktoś nie odniósł groźnej kontuzji? Nie dostał czerwonej kartki i nie osłabił drużyny? W takiej sytuacji co chwila zerkam na telefon, w nadziei, że brat, kuzyn lub przyjaciółka napiszą sms z informacją o aktualnym wyniku. A gdy już telefon wyda odpowiedni dźwięk z lękiem czytam przybyłą wiadomość.

Natomiast gdy mecz można samemu śledzić, to wszystko staje się prostsze. Prywatni sprawozdawcy sportowi zwolnieni są z swojego obowiązku. Ja mogę przelać swe emocje na zawodników poprzez ekran telewizora. Krzyczeć, wściekać się, czy nawet podpowiadać jakby piłkarze akurat nie wiedzieli co zrobić z futbolówką. I oko swe ucieszyć piękną akcją, czy też bramką. Po prostu przeżywać sportowe emocje. Być częścią widowiska, które przejdzie do historii, a  może będzie wspominane przez lata.

Tak naprawdę istnieje mnóstwo innych życiowych powodów, które nie pozwalają na obejrzenie meczu. Są (podobno) rzeczy ważniejsze niż sport. Mnie jednak w czasie wakacji dotknął właśnie brak zaawansowanej cywilizacji (czytaj: posiadanie odpowiednich kanałów tv oraz brak dostępu do sieci). W związku z powyższym ominęły mnie dwa ligowe spotkania drużyny Mourinho. Tak więc uważam limit nie obejrzanych meczy w tym sezonie za wyczerpany.

AUTOR: RealAnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz