piątek, 11 stycznia 2013

Skokiem do Wisły!

Nasza Śląska Wisła, beskidzki kurort, dotąd kibicom sportowym kojarzyła się tylko z jedną osobą- Adamem Małyszem. Ten nasz mały, acz jednocześnie wielki bohater dokonał rzeczy
o których niewielu się chyba śniło. Mistrzostwa Świata, Puchar Świata, Igrzyska olimpijskie wszędzie gdzie się pojawiał wyskakiwał medale i wywoływał nieprzebrane wręcz salwy kibicowskiej radości.  Dzięki jego osiągnięciom, a tak właściwie ku jego czci powstała w Wiśle nowoczesna skocznia narciarska. Zbudowana została na obiekcie historycznym, bowiem pierwsza skocznia w wiślańskiej Malince pojawiła się już w 1933 roku.

Wisła skokami żyła przez długie lata, choć z chwilą odejścia Małysza z zawodowego sportu, cały szum nieco ucichł. Za sprawą znanego już  powszechnie zjawiska „małyszomanii”,  skoki narciarskie nabrały w Polsce społecznego patosu i każdy szary człowiek, niezależnie od tego czy interesował się sportem czy też nie, o tej dyscyplinie wiedział przynajmniej co nieco. Jestem przekonana, że spora część obywateli naszego kraju była zapoznana ze strategicznym dla narciarskiego lądowania telemarkiem. Ba! Wierzę, że wielu potrafiło by zademonstrować jak powinien być on prawidłowo wykonany:) Najlepszym przykładem na taki obrót sytuacji jest fakt, że konkursy Pucharu Świata w Zakopanem ściągały tłumy kibiców, a atmosfera pod Wielką Krokwią była tak gorąca, iż topiła pokrywy śniegowe od Gubałówki po Kasprowy.

Nic więc dziwnego, że informacja o pierwszym w historii zimowym konkursie Pucharu Świata
w skokach narciarskich w Wiśle wywołał u mnie bezwarunkowy, automatyczny odruch zakupu biletu.  Tak jak maniacy zakupów mają asortyment tzw. „must have”, ja mam kibicowskie „must see”.  Mimo, że specjalistą od skoków narciarskich nie jestem. Nawet nieszczególnie są one dla mnie interesujące. Jestem trochę ( i tutaj pobawię się w słowotwórstwo) ignorantem drugoseriowcem, gdyż swoje oglądanie tego sportu ograniczam do właśnie wspomnianej drugiej tury skoków, kiedy już wszystkie podlotki grzeją się w szatniach, a w rywalizacji zostają najlepsi. O ile sport ten sam w sobie jest  fascynujący to z racji różnych mniej lub bardziej dziwnych przepisów ciężko jest dostrzec w nim prawdziwą istotę rzeczy. Mierzenie odległości skoku jest logiczne i wiarygodne, natomiast odejmowanie lub dodawanie punktów za warunki pogodowe jest już dla mnie nieco… naciągane. Z kolei całkowicie enigmatyczna pozostaje dla mnie ocena stylu skoku. O tym jednak ciut później.

Podekscytowana czekałam na wyjazd do Wisły. Mimo kontrowersyjnych przepisów byłam niezmiernie ciekawa tego jak taki skok wygląda na żywo. I w tym względzie nie byłam ani trochę rozczarowana!  Za to zostałam… oczarowana tym sportem na żywo. Skoki narciarskie to niesamowite połączenie fizyki i estetyki, dostrzegalne tylko kiedy stoi się pod skocznią. Mój sokoli wzrok pozwolił mi dostrzegać zawodników już na belce startowej i obserwować ich praktycznie na całej drodze skoku. Kiedy  patrzy się na to z perspektywy ziemi ( na której wyjątkowo twardo stałam ciesząc się stabilnym gruntem) dostrzega się wiele detali, których nie sposób zauważyć w telewizji. Prędkość, wysokość, przeciążenia… Niesamowite! Czy wyobrażacie sobie, że osiągając przy wyjściu z progu prędkość ok. 90km/h zawodnik przez kilka sekund balansuje w powietrzu po czym opada na ziemię? Właściwie to uderza w ziemię, ale z taką gracją i kontrolą, że wydaje się to niemal nieosiągalne! Jednak… oni to robią! Do tego absolutnie obłędna jest ich stabilność. Kilka razy byłam pewna, że przy lądowaniu zawodnik nie opanuje prędkości i kolokwialnie mówiąc, zryje twarzą skocznię, ale ani razu do czegoś takiego nie doszło! Biorąc pod uwagę również warunki pogodowe i to, że wiatr hulał sobie jak chciał, skoczkowie z podziwu godną odwagą i fantastycznymi umiejętnościami stawiali czoła swojemu zadaniu. Zobaczyć coś takiego na żywo polecam każdemu.

Co do atmosfery to pozostał mi niedosyt. Przywykłam do głośnych imprez sportowych, kiedy cała hala śpiewa, a wnętrze huczy od hałasu i emocji. W Wiśle tego mi zabrakło. Kibicowskiej jedności. Jednak imprezy plenerowe to tez innego typu kibicowanie. Wspólne śpiewanie zastępują dźwięki trąbek, a powiewające na wietrze biało-czerwone sztandary
i flagi dodają imprezie patriotycznego splendoru.

Wynik naszych skoczków pozostawiam bez większego komentarza. Liczyliśmy na więcej, bo to „nasza” skocznia, nasze miejsce, nasze podwórko i nasze miało być zwycięstwo. Jednak biorąc pod uwagę warunki  oraz cały konkurs to wynik jest satysfakcjonujący.  Stoch i Żyła w pierwszej dziesiątce -uznaję taki wynik za sukces. Po tym jak przez lata jedynym zawodnikiem punktującym w Pucharze Świata był unikatowy Adam Małysz, tak teraz z całą stanowczością mogę powiedzieć, że mamy bardzo perspektywiczną ekipę (!) skoczków, którzy mogą walczyć o najwyższe laury z najlepszymi zawodnikami świata.

Podsumowując uznaję cały konkurs za fantastyczne wydarzenie. Zapisze się w pamięć moją jak również wielu innych ludzi, a przede wszystkim może być początkiem nowej historii jaką w Pucharze Świata zapisze Wisła.

P.S. Z ciekawości szukałam sposobu oceny skoków narciarskich i znalazłam następujące informacje:

Ocena skoku

Za każdy skok zawodnik otrzymuje:
  • punkty za odległość – za osiągnięcie punktu konstrukcyjnego (kalkulacyjnego) zawodnik otrzymuje 60 pkt (120 pkt na skoczniach mamucich), za każdy metr więcej dodaje się, a za każdy metr mniej odejmuje punkty, zależnie od rozmiaru obiektu (na K-90 po 2 pkt za metr, na K-120 po 1,8 pkt za metr, a na "mamutach" po 1,2 pkt za każdy metr). Długość skoku mierzona jest od progu skoczni do pięty tylnego buta skoczka w chwili zetknięcia się narty na całej długości z zeskokiem z dokładnością do 0,5 metra.

  • noty za styl – przyznawane są przez pięciu sędziów, przy czym najwyższej i najniższej z pięciu not nie bierze się pod uwagę, pozostałe są sumowane. Nota od jednego sędziego wynosi od 0 do 20 punktów.
Za błędy w fazie lotu jeden sędzia może odjąć maksymalnie 5 punktów, w tym 1,5 pkt za nieodpowiednią sylwetkę, 1,5 pkt. za złe prowadzenie nart i po jednym punkcie za niecałkowite wyprostowanie nóg i niesymetryczne ułożenie ramion (także za tzw. niespokojny lot, czyli sterowanie rękoma w czasie lotu). Najwięcej punktów można stracić za błędy w fazie lądowania i odjazdu – za nieodpowiednie lądowanie do 4 pkt., a za upadek 10 pkt. Lądowanie bez telemarku kosztuje zawodnika utratę 2 pkt., "niezdecydowanie" – 0,5 pkt, zbyt szerokie ustawienie nart – 0,5 pkt. Za lądowanie niedoskonałe, ale z telemarkiem można odjąć do 1,5 pkt. Całkowity upadek oznacza utratę 10 pkt, ale są też stopnie pośrednie. Przykucnięcie z dotknięciem nart siedzeniem powoduje utratę aż 8 pkt, dotknięcie podłoża obydwiema rękoma 6–8 pkt., podparcie jedną ręką 2–4 pkt. Punkty odejmowane są tylko za upadek przed tzw. granicą upadków, zachowanie skoczka na wybiegu nie interesuje sędziów.
  • bonus – punkty dodatnie lub ujemne, przeliczane ze względu na wiatr lub zmianę platformy startowej. Suma tych trzech liczb stanowi ocenę skoku. Ocena nie może być ujemna – jeśli ocena po zsumowaniu obu not jest niższa od zera, zawodnik otrzymuje za skok 0 punktów.
(Źródło: Wikipedia)

AUTOR: Iskra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz