czwartek, 14 maja 2015

Adiós

Tak po prawdzie, to nawet nie mam ochoty zaistniałej sytuacji komentować, ale pisanie trochę mnie uspokaja. Bo to, że jestem zdenerwowana (łagodnie rzecz ujmując) jest chyba oczywiste.

Brak pomysłu na rozegranie akcji, bezsensowne wrzutki, niepewna obrona i najlepsi zawodnicy pudłujący jak na zawołanie - oto przepis na piłkarską katastrofę. W zasadzie to można powiedzieć, że Real odpadł - no cóż - frajersko. Miał mnóstwo sytuacji, prowadził grę, strzelił pierwszy bramkę. Jedyne, co należało zrobić to nie pozwolić rywalom rozpędzić się, tylko wykorzystać jedną z wielu okazji i strzelić kolejnego gola by „zamknąć” mecz. Zamiast tego Los Blancos oddali inicjatywę, a każdy, kto widział, choć jeden mecz piłkarzy z Madrytu wie, że obrona to nie jest ich mocna strona. Drużyna tak doświadczona jak Real, zachowała się jak zwykli amatorzy. Słowa Sergio Ramosa tylko to potwierdzają: „Po pierwszym golu myśleliśmy, że wszystko jest już zrobione.” Tak można uważać ewentualnie przy wyniku 3-0 (choć Milan i Liverpool mają w tej kwestii chyba inne zdanie), ale nie, gdy rywal potrzebuje zaledwie jednego trafienia by awansować dalej. Ancelotti stwierdził: „jeśli mamy coś sobie zarzucić, to pierwszy mecz”. Owszem była szansa by wywieźć z Turynu korzystniejszy rezultat, ale rewanż w Madrycie był idealną okazją by wszystkie błędy naprawić. Przebieg tego spotkania jasno wskazywał, kto powinien zdobyć w nim więcej goli i pojechać do Berlina.

Innym zagadnieniem jest pytanie: jak taki klub, jak Real Madryt, może kompletnie nie posiadać ławki rezerwowych!? Ci sami piłkarze grali praktycznie w każdym meczu, więc w kluczowych spotkaniach zabrakło polotu i świeżości. Po kontuzji Luki Modricia Real stracił magię i finezję, a godnych zmienników na horyzoncie niestety nie było. Tak to już jest, kiedy prezes woli sprowadzać jedynie gwiazdy, nie dbając o to by drużyna była zbilansowana. Czy ten człowiek się kiedyś zmieni? Pogrążenie przez gole Alvaro Moraty, który w lipcu zeszłego roku zamienił Madryt na Turyn, to niezapomniana lekcja dla prezesa. Bardzo bolesna lekcja. Wątpię jednak, że wyciągnie z niej jakiekolwiek wnioski. Osoba Fernando Morientesa niczego go przecież nie nauczyła.

Real kończy sezon totalną katastrofą. Wszystko, co dobre zdarzyło się w 2014 roku. Zdobyty Superpuchar Europy, niesamowita seria wygranych meczów z rzędu, Klubowe Mistrzostwo Świata. Rok 2015 chciałoby się wymazać z pamięci. Porażka w Copa del Rey już w 1/8 finału, upokorzenie w meczu ligowym z Atlético, błyskawiczna strata przewagi punktowej w lidze. „Na deser” definitywne odebranie nadziei na tytuł mistrzowski i brak finału Ligi Mistrzów. Wiem, że nie można, co roku wygrywać wszystkich rozgrywek, ale brak jakiegokolwiek sukcesu w całym sezonie jest wielką porażką.

Kilka miesięcy walki, a najważniejsze trofea przegrane praktycznie w jeden tydzień (nikt nie ma chyba wątpliwości, że Puchar Króla to tylko miły dodatek). Człowiek-kibic w takim momencie jest bezsilny. To był tydzień jak z koszmaru, najpierw mecz z Valencią, a teraz LM… Owszem w lidze trzeba było jeszcze liczyć na potknięcie rywala, ale kto wie, jaki rezultat dałoby postawienie pod ścianą graczy Barcelony w meczu z Atlético. Real sporo punktów stracił wcześniej, roztrwonił przewagę, ale miał jeszcze cień szansy w ostatnich kolejkach ligowych. W Champions League natomiast do końca wszystko miał w swoich rękach i tylko do siebie może mieć pretensje.

Marzenie o Undécimie z bólem serca trzeba odłożyć na przyszły sezon. Żal utraconej szansy pozostanie jednak na długo.

AUTOR: RealAnia

Źródła cytatów: 

http://www.realmadryt.pl/index.php?co=aktualnosci&id=59002

 http://www.realmadryt.pl/index.php?co=aktualnosci&id=59003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz