Gdy w 34 minucie meczu na Emirates Stadium gospodarze przegrywali z Tottenhamem 0-2, myślałam, że podopieczni Wengera się już nie podniosą. Zapytacie mnie, dlaczego? Powiecie, że nie takie rzeczy już w futbolu widzieliście. Przecież odrobienie dwóch bramek straty nie jest aż takim wielkim wyczynem. Jak najbardziej się z tym zgadzam. Skoro Arsenal w poprzednim sezonie zremisował z Newcastle, prowadząc po 26 minutach aż 4-0, w dzisiejszym meczu wszystko było jeszcze możliwe.
Oczywiście nie wynik skłaniał mnie do wniosku, iż piłkarze Harrego Redknappa ten mecz wygrają. Myślałam po prostu, że Arsenal nie podniesie się psychicznie. Niespełna dwa tygodnie temu The Gunners doznali druzgocącej porażki w pierwszym meczu 1/8 finału Champions League z Milanem 4-0, która praktycznie pozbawiła ich marzeń o awansie do kolejnej rundy. W zeszły weekend przegrali w Pucharze Anglii z Sunderlandem 2-0. W dzisiejszym meczu przegrywali również 2-0. Czarna seria Arsenalu trwała. Ponadto sędzia nie odgwizdał rzutu karnego dla Kanonierów, a podarował jedenastkę piłkarzom z White Hart Lane. Te wszystkie okoliczności skłaniały mnie do wyciągnięcia powyższych wniosków. Jednak, jeśli ktoś z was myśli, że w związku z tym wyłączyłam telewizor, grubo się myli. Takie mecze ogląda się do końca. Bez cienia wątpliwości. Jak się w niedalekiej przyszłości okazało całkiem słusznie. Gospodarze jeszcze w pierwszej połowie wyrównali, a po przerwie „dorzucili” kolejne trzy trafienia. Tym samym doprowadzili swoich kibiców do euforii, piłkarzy i sympatyków Tottenhamu wprowadzili w stan niedowierzania, a mnie w wielkie zaskoczenie. Po ostatnich „wyczynach” Arsenalu w LM, poziomie, jaki zaprezentowali we Włoszech, nie spodziewałam się, że stać ich na odrobienie strat i to w dodatku z taką „nawiązką”. Jestem naprawdę zaskoczona, pozytywnie zaskoczona.
Choć jestem wielkim kibicem Realu Madryt, to ponownie po tym meczu muszę przyznać, że Liga Angielska słusznie nosi miano najlepszej ligi świata.
AUTOR: RealAnia
Eeee, nic tylko zwyczajny cufal :P
OdpowiedzUsuń