Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AC Milan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AC Milan. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 kwietnia 2022

„Lektury dla kibica” – Autobiografia Szewczenki

Historia życia Szewczenki.                

Rozdział 256.

Szewczenko. Moje życie, moja piłka –  Andrij Szewczenko, Alessandro Alciato

Któż z nas nie pamięta podwójnej, wręcz niemożliwej interwencji Jerzego Dudka z finału Ligi Mistrzów ze Stambułu? Czy też ostatniego karnego w serii jedenastek? Jeśli macie właśnie te fenomenalne obrony przed oczami to z pewnością widzicie również tego, który w tych sytuacjach nie trafił do siatki. To oczywiście Andrij Szewczenko. Jak tamte wydarzenia wspomina Ukrainiec? Czy nadal prześladuje go przegrany, praktycznie przecież wygrany już mecz? Tego i wiele więcej dowiecie się z jego autobiografii pt. „Szewczenko. Moje życie, moja piłka”.

 „Niedowierzanie. Wiadra soli wysypane na rany.”

Swoją autobiografię Szewczenko spisał przy pomocy Alessandro Alciato. Wcześniej w Polsce ukazały się już książki, które współtworzył ten włoski dziennikarz, to Carlo Ancelotti. Nienasycony zwycięzca oraz Pirlo. Myślę, więc gram”.

Wstęp do autobiografii Szewczenki napisali Paolo Maldini, Carlo Ancelotti, czy José Mourinho. Po wypowiedziach sławnych postaci futbolu Ukrainiec przejmuje piłkę i opowiada historię swojego życia.

„[…] futbol był Gwiazdą Polarną mojej drogi.”

Przedstawione wydarzenia mają układ chronologiczny. Historia zaczyna się od dzieciństwa, początków przygody Szewczenki z futbolem, poprzez akademię i występy w pierwszej drużynie Dynama Kijów, transferze do Milanu, nieudanym pobycie w Chelsea, aż po powrót do Mediolanu, a następnie do Kijowa. Pomiędzy piłką klubową mamy wątki reprezentacyjne i udział w mundialu w 2006 oraz Euro 2012.

 „Pełno żółtych i niebieskich barw, nowa powszechna duma.”

Książkę szybko się czyta, ale niestety nie jest zbyt „porywająca”. Brakuje historii zza kulis, anegdot z szatni. Nie mówię, że ich w ogóle nie było, ale z pewnością za mało, jak na autobiografię takiego piłkarza. Sporo jest ogólników, dominuje życie sportowe Szewczenki, co zrozumiałe zwłaszcza wątek mediolański, ale co rozczarowujące o pracy w roli selekcjonera reprezentacji Ukrainy Szewczenko wspomina zaledwie w kilku słowach.

Nie ma kontrowersji, Szewczenko nikomu nie wbija żadnej szpilki, nikogo nawet nie krytykuje. Momentami jest aż cukierkowo. Dziwi mnie fakt przyznania tej pozycji tytułu ‘piłkarskiej książki roku we Włoszech w 2021 roku’. Ja określiłabym, iż to książka poprawna. Brakowało mi pewnej iskry. Dlatego też nie jest to pozycja z gatunku ‘must read’, choć na pewno warto ją przeczytać.

„W głowie, w sercu i w duszy byłem ambasadorem mojej wspaniałej ojczyzny.”

Sięgając po tę książkę dowiecie się, kogo treningi przypominały mordercze testy na wytrzymałość, a także, dlaczego trener Dynama kazał w przerwie meczu LM ściągnąć piłkarzom wszystkie dodatkowe ubrania, choć panował przejmujący mróz. Odkryjecie, z jakiego powodu pod koniec gry Szewczenki w Kijowie ochraniały go tajne służby, co dla niego oznaczało zwolnienie trenera, czy też, kogo uważał za najlepszego piłkarza pod względem technicznym.

Szewczenko zdradza, o co założył się z Berlusconim twierdząc wbrew opinii prezesa, że w swoim pierwszym sezonie w Milanie strzeli ponad dziesięć goli. Wskazuje, po czym piłkarze poznawali, że Carlo Ancelotti jest szczęśliwy. Ujawnia, co powiedział mu Nesta przed decydującym karnym w finale LM przeciwko Juventusowi. Wyjaśnia także, dlaczego odmówił Realowi Madryt, a później zdecydował się na transfer do Chelsea.

„Tylko szczęście i miłość do barw, które nosiłem.”

Przeczytacie jak Szewczenko poznał Romana Abramowicza, czy kiedykolwiek obejrzał powtórkę finału LM ze Stambułu, jak również, kiedy po raz pierwszy otrzymał propozycję posady selekcjonera reprezentacji Ukrainy.

Kto przepowiedział Szewczence, że w koszulce Milanu zdobędzie Złotą Piłkę, choć nawet nie był jeszcze zawodnikiem Rossonerich? W jaki absurdalny sposób w pokoju hotelowym poważnie uszkodził łąkotkę, co skończyło się operacją? Czym Pirlo doprowadzał do szału Gattuso? Czy w przerwie finału Champions League w Stambule piłkarze Milanu świętowali już zwycięstwo nad Liverpoolem?

„Futbol mnie wybrał.”

„Szewczenko. Moje życie, moja piłka” to pozycja, która powinna zainteresować wszystkich miłośników sportowych biografii. Zwłaszcza zaś przypadnie do gustu kibicom Milanu, w końcu Szewa na zawsze pozostanie jednym z Rossonerich.

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

Książkę kupicie w księgarni labotiga.pl


Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

     1. Carlo Ancelotti. Nienasycony zwycięzca

     2. Pirlo. Myślę, więc gram

sobota, 26 czerwca 2021

„Lektury dla kibica” – No i Basta

Historia legendy futbolu.

Rozdział 237.

Basta. Moje życie, moja prawda – Edwin Schoon, Marco van Basten

Są tacy piłkarze, których autobiografie chwytasz bez zastanowienia, choć nigdy nie widziałeś, jak grali. Piłkarze, których nazwiska znane są wszystkim fanom dyscypliny, niezależnie od pokolenia. Piłkarze nazywani legendami. Jednym z nich jest niewątpliwie Marco van Basten. Trzykrotny zdobywca Złotej Piłki, mistrz Europy, gwiazda Ajaxu i Milanu. Holender po ponad dwudziestu latach od zakończenia kariery postanowił napisać autobiografię. Czy warto było tyle czekać? 

„Dzisiaj umarłem jako piłkarz. Jestem gościem na swoim własnym pogrzebie.”

„Basta. Moje życie, moja prawda” podobnie jak wiele innych autobiografii sportowców zaczyna się od mocnego uderzenia. W przypadku Marco była to kontuzja stawu skokowego, przez którą nie tyle nie mógł grać w piłkę, co w ogóle normalnie chodzić. Kontuzja, która zdecydowanie przedwcześnie zakończyła jego karierę. Kontuzja, przez którą musiał powiedzieć koniec. Basta.

Po tym trudnym wprowadzeniu van Basten powraca pamięcią do czasów dzieciństwa i w miarę chronologicznie przedstawia swoją historię. Opisuje dom rodzinny, początki i grę w Ajaxie, a następnie Milanie, nie pomija oczywiście wątków reprezentacyjnych, a historia trwa aż do przymusowego zawieszenia butów na kołku oraz jego przygody trenerskiej i posady w szeregach FIFA.

„Mam 30 lat i nie mogę chodzić.”

Trzeba zaznaczyć, iż nie jest to bardzo szczegółowa opowieść, zwłaszcza w kwestii boiskowych wspomnień. Raczej zbiór kluczowych i ważnych momentów życia van Bastena. Urywki jego kariery i życia prywatnego. Do tego trochę anegdot i ciekawych historii. Nie znajdziecie tu więc wiele wnikliwych opisów meczów, czy wspomnień każdego strzelonego gola. W zamian dostaniecie coś innego.

Szczerość. To największa siła tej pozycji. Van Basten na kartach książki jest bezpośredni i prawdziwy. Dzieli się z czytelnikami nie tylko swoim życiem, ale także refleksjami. Przedstawia swój punkt widzenia, nie owija w bawełnę, nie unika trudnych tematów i samokrytyki. Opisuje daleki od ideału dom rodzinny, wspomina tragiczną śmierć przyjaciela podczas nieodpowiedzialnej zabawy, a nawet przyznaje się do błędu, który prawie zakończył jego związek z obecną żoną. Opowiada o problemach finansowych, chorobie matki, konfliktach z piłkarzami i trenerami.

„Dzieliłem sukcesy z milionami ludzi, ale w nieszczęściu często byłem sam.”

W książce nie ma tematów tabu, są trudne wątki. Zaś najbardziej poruszające są rozdziały dotyczące wspomnianej kontuzji kostki. To fragmenty pełne bólu i cierpienia, nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Trudno się nie zasmucić, kiedy człowiek uświadomi sobie, że błędna diagnoza i złe decyzje zakończyły karierę jednego z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.

Omawiana lektura ma doprawdy sporo pozytywów. Mały minus można postawić za to przy korekcie, gdyż tekst zawiera trochę literówek. Jednak nie jest ich na tyle dużo, aby przeszkadzały w czytaniu, czy rzutowały na pozytywny odbiór książki.

„Byłem trochę za bardzo ambitny. To ja chciałem być tym, który rozstrzygać wyniki meczów.”

Sięgając po tę książkę dowiecie się, co decyduje o pozycji w piłkarskiej szatni, co motywowało van Bastena do pracy, by być coraz lepszym oraz dlaczego we Włoszech zyskał przydomek „Łabędź”. Odkryjecie, w jaki sposób Marco ćwiczył uderzenia przewrotką, a także jak odprężał się przed meczami, aby nabrać dystansu i odnaleźć spokój. Przeczytacie również, co Carlo Ancelotti powiedział, kiedy piłkarze Milanu wyszli na murawę Camp Nou by rozegrać finał Pucharu Europy.

„Moje nazwisko w składzie rozpaliło kibiców do czerwoności.”

W swojej autobiografii Marco wyjaśnia, jaką rolę odegrał w zatrudnieniu Cruijffa przez Ajax, a tym samym w zwolnieniu wcześniejszego trenera. Zdradza, który piłkarz był ideałem dla Johana Cruijffa. Opowiada o początkach w Milanie i zwyczajach Włochów, które sprawiły, że zaczął się zastanawiać, gdzie właściwie trafił. Tłumaczy, dlaczego niezbyt dobrze układało mu się z Sacchim. Wyjaśnia również, dlaczego odrzucił propozycję Cruijffa by przeszedł do prowadzonej przez niego Barcelony.

„Sacchi był opętany wizją swojego systemu, miał na jego punkcie niemal manię.”

Van Basen ujawnia po ile głosów otrzymał każdy z kandydatów – Cruijff, Beenhakker, De Mose – na selekcjonera kadry w głosowaniu holenderskiej drużyny narodowej. Wskazuje główny powód klęski Holandii na MŚ w 1990 roku. Zdradza, co powiedział Sacchiemu, że trener kazał prezesowi Milanu wybierać między nimi, gdyż nie wyobrażał sobie dalszej współpracy z Marco.

„Jestem świadkiem swojego własnego pożegnania. Marco van Basten, piłkarz, już nie istnieje.”

Czytając tę książkę dowiecie się ile Marco musiał poświęcić by żyć bez bólu i dlaczego zdecydował się na drastyczną i nieodwracalną operację, która definitywnie zakończyła jego karierę. Przeczytacie, z jakiego powodu odmówił, kiedy Guus Hiddink poprosił, aby został jego asystentem, a także, dlaczego kilka lat później przyjął posadę selekcjonera reprezentacji, mimo iż uważał, że nie jest przygotowany do tej roli. Ponadto odkryjecie, dlaczego van Basten już nigdy nie zgodzi się zostać pierwszym trenerem.

„Gdy strzela się gola, to czuje się gigantyczną eksplozję radości, a nabity stadion wzmacnia to uczucie dziesięciokrotnie.”

Autobiografia Marco van Bastena to warta uwagi lektura, która przypadnie do gustu każdemu kibicowi futbolu. Ciekawa, szczera, bezpośrednia. Zasługuje na pozytywne opinie, a najbardziej docenią ją ci, którzy pamiętają Holendra z boiska.

„Po prostu byłem chłopakiem, który bardzo lubił grać w piłkę.”

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

 

Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

   1. AC Milan.Nieśmiertelni. Historia legendarnej drużyny

   2. Calcio.Historia włoskiego futbolu

   3. JohanCruyff. Autobiografia

   4. Futbolowepodróże – Mediolan

wtorek, 1 czerwca 2021

„Lektury dla kibica” – Legendarni nieśmiertelni

Dziś historia pewnej legendarnej drużyny.

Rozdział 236.

AC Milan. Nieśmiertelni. Historia legendarnej drużyny – Arrigo Sacchi, Luigi Garlando

Są takie drużyny, które na zawsze zapisują się na kartach historii. Których legenda żyje wiecznie. Wśród nich można wymienić Ajax prezentujący futbol totalny na początku lat 70., Real Madryt zdobywający pięć Pucharów Europy z rzędu, czy też Barcelonę, która w 2009 roku została pierwszą drużyną w historii, która wygrała w jednym roku kalendarzowym wszystkie możliwe trofea klubowe. Nie można zapomnieć o reprezentacji Hiszpanii, która w cztery lata dwukrotnie wygrała mistrzostwo Europy i raz mundial, a także ponownie o Realu Madryt, który w latach 2016-2018 zdobył Ligę Mistrzów trzy razy z rzędu.

Każdy znawca futbolu na powyższą listę bez wątpienia wpisałby również Milan z sezonu 1988/1989 prowadzony przez Arrigo Sacchiego. Drużynę uznaną przez UEFA za najlepszą wszech czasów. W jaki sposób mało znany wcześniej trener stworzył drużynę, która przeszła do historii, jako Nieśmiertelni? Na to pytanie odpowiada sam włoski trener w książce „AC Milan. Nieśmiertelni. Historia legendarnej drużyny”.

„Kiedy trafiłem do Milanu, od razu zrozumiałem, że znalazłem ziemię obiecaną, idealne miejsce, by uczyć mojego futbolu.”

Najnowsza książka Wydawnictwa SQN to opowieść o niezapomnianym dla kibiców Milanu sezonie 1988/1989 zakończonym triumfem w Pucharze Europy. W atmosferę historii zawartej na kartach książki Sacchi wprowadza czytelnika zaczynając od wspomnienia chwil tuż przed finałem o Puchar Europy rozgrywanym w 1989 roku w stolicy Katalonii. Wraca pamięcią do odprawy przedmeczowej oraz drogi na stadion wśród tysięcy kibiców, aż do wyjścia piłkarzy na murawę. Następnie studzi nieco emocje wspominając czasy swojego dzieciństwa, aby opowiedzieć jak w ogóle narodziło się w nim marzenie o zdobyciu Pucharu Europy, jaką drogę przeszedł zanim trafił na ławkę trenerską Milanu oraz jak klub zmienił się pod jego wodzą. W kolejnych rozdziałach ponownie wraca do sezonu 88/89 i przedstawia drogę Rossonerich do triumfu w Barcelonie.

„To jest nasz mecz. Jesteśmy silniejsi. Nie możemy przegrać.”

Książkę świetnie się czyta, momentami odnosi się wrażenie, jakby Sacchi siedział z nami w salonie na kanapie i opowiadał o swojej legendarnej drużynie. To lektura pełna anegdot, historii z szatni i boiska treningowego. Nie ma tu ani chwili nudy.

Jednak największym walorem omawianej pozycji są nigdy wcześniej niepublikowane zapiski z trenerskiego dziennika Sacchiego. Zostały załączone zarówno w oryginale w postaci skanów, jak i przetłumaczonych fragmentów w tekście. Legendarny trener w dzienniku zapisywał harmonogram pracy, plany treningów, swoje uwagi i spostrzeżenia zarówno przed jak i pomeczowe, a nawet dawał reprymendy piłkarzom. Ten dziennik to nie lada gratka dla każdego kibica drużyny z Mediolanu, ale także każdego trenera.

„[…] dobrze wiedziałem, że o moim losie zdecydują idee i praca, i to o wiele bardziej niż pojedynczy zawodnicy.”

Sięgając po tę książkę dowiecie się, jakie relacje łączyły zawodników Milanu. Przeczytacie list, który Sacchi napisał do piłkarzy, kiedy został trenerem Rossonerich. Odkryjecie, w jaki sposób przekonał prezesa Berlusconiego, aby sprowadzić „zawodnika ze stwierdzonym 20 procentowym inwalidztwem”, czyli Carlo Ancelottiego, który był po trzech operacjach łąkotki i dwukrotnie zerwanych więzadłach.

Dowiecie się, któremu piłkarzowi Sacchi rzucał wyzwania i zakładał się o skrzynki szampana oraz jakich zawodników określa mianem „wielki”. Przeczytacie, który piłkarz Milanu zawsze czytał książkę w autokarze, dlaczego Sacchi przydzielił Carlo Ancelottiemu numer 11, jak odkrył Rijkaarda, czy też jak nazywał go Paolo Maldini.

„Graliśmy pięknie. Graliśmy lepiej i zwyciężyliśmy. W wielkim stylu, narzucając nasze wartości.”

Odkryjecie, dlaczego Silvio Berlusconi po modlitwie w kaplicy na Camp Nou wierzył, że Bóg w finale Pucharu Europy będzie za Milanem, jak również, co Sacchi zapisał w swoim dzienniku po triumfie w Barcelonie.

Na kartach książki Sacchi wyjaśnia, na czym polega gra strefą oraz co różniło jego Milan od legendarnej drużyny Ajaxu. Tłumaczy, czym jest taktyka i co odróżnia ją od strategii. Szczerze wyznaje czy zamieniłby Marco van Bastena na Ronaldo. Zdradza nawet czy Berlusconi – jak twierdzą niektórzy – sugerował składy na mecze.

„Pressing był filarem, na który opierała się cała reszta.”

„Nieśmiertelni” to dla starszego pokolenia milanistów okazja do wspomnień, dla młodszego niepowtarzalna lekcja historii, zaś dla wszystkich futboholików świetna lektura. Polecam!

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

 

Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

    1. Futbolowe podróże – Mediolan

    2. Calcio.Historia włoskiego futbolu

sobota, 26 sierpnia 2017

„Lektury dla kibica” – (U)śmiech to zdrowie :)

Dziś biografia posiadacza najbardziej rozpoznawalnego uśmiechu futbolu.

Rozdział 137.

Ronaldinho. Uśmiech futbolu - Luca Caioli

Jego uśmiech i charakterystyczne uzębienie (niedawno niestety skorygowane) zna i pamięta cały piłkarski świat, choć z wielkiego futbolu zniknął kilka lat temu. Ronaldinho Gaúcho - piłkarz nietuzinkowy, obdarzony niebywałym talentem, posiadający niezwykłe piłkarskie umiejętności. Kibice Barcelony widząc dzisiejszą grę swojego zespołu z pewnością nie raz z utęsknieniem spoglądają w przeszłość, gdy w koszulce Blaugrany czarował uśmiechnięty Brazylijczyk. Teraz, dzięki książce „Ronaldinho. Uśmiech futbolu”, pierwszej wydanej w Polsce biografii Gaúcho, mogą powrócić do tych pamiętnych momentów.

„Jego uśmiech nie jest tajemniczy jak ten Mony Lisy, lecz szczery i wyraźny.”

Luca Caioli ukazuje postać Brazylijczyka wspominając najważniejsze momenty jego życia i kariery. Kluczowe gole, mecze, trofea i transfery. Chwile niezapomniane, piękne, ale i te trudne. Książka nie jest przesadnie szczegółowa, ale zawiera ciekawe informacje. Zwłaszcza interesujące są fragmenty dotyczące dzieciństwa, początków kariery Ronniego oraz etapy jego życia po opuszczeniu zespołu Dumy Katalonii. Przypuszczam, iż tak jak ja, większość kibiców pamięta głównie poczynania Brazylijczyka w koszulce Barcy, więc dzięki książce Luci Caioliego będzie mogła uzupełnić swoją wiedzę. Jak wcześniej wspomniałam nie jest to lektura obfitująca w detale, dlatego też nie jest zbyt obszerna. To książka na trzy, ewentualnie cztery wieczory. Całkiem przyjemne wieczory, dodam.

„Uwielbia spędzać z piłką całe dni, ponieważ bez niej jest nikim, bez futbolówki nic nie miałoby znaczenia.”

Wspominając słynnego Brazylijczyka nie można oprzeć się wrażeniu, że mimo tego, iż swego czasu dotarł on na szczyt futbolowego świata to jednak znaczną część swojego potencjału zmarnował. Ronaldinho, laureat Złotej Piłki. Piłkarz, który z łatwością mijał obrońców. Zawodnik, który otrzymał owację od kibiców odwiecznego rywala na jego stadionie (tak, tak mowa o Bernabéu). Gwiazda Ronaldinho, choć intensywnie, świeciła krótko. Dla jego fanów bez wątpienia zbyt krótko. Niestety Ronnie tak jak piłkę kocha zabawę. Tej części swojej brazylijskiej tożsamości nigdy się nie wyparł. Samba tak huczała mu w głowie, że pomimo ogromnych predyspozycji nie został najlepszym piłkarzem w historii.

Co prawda Luca Caioli w książce nie pomija informacji o pozaboiskowych zamiłowaniach Brazylijczyka, ale nie zagłębia się w jakiekolwiek szczegóły. Nie zaskakuje też niespodziewanymi wiadomościami. Poszukiwacze sensacji nie znajdą więc w tej pozycji nic dla siebie. Natomiast wszyscy tęskniący za boiskową magią Ronniego połkną jego biografię błyskawicznie.

„Miał ciężkie życie, jednak był przekonany, że zostanie wielkim piłkarzem.”

Sięgając po tę książkę dowiecie się jak wyglądało dzieciństwo Ronniego, z kim grał w piłkę, kiedy wszyscy jego przyjaciele byli już zmęczeni oraz w jaki sposób uczył się rozmaitych sztuczek. Odkryjecie, kto był idolem Ronniego, skąd pochodzi jeden z przydomków Brazylijczyka – Gaúcho, jak również, kto otrzymał koszulki Ronniego ze wszystkich finałów. Przeczytacie o skomplikowanych przenosinach Brazylijczyka do PSG oraz dowiecie się, kto zwrócił mu uwagę, że za dużo drybluje.

Autor wyjaśnia dlaczego w PSG Ronnie wybrał numer „21” a w Milanie zdecydował się grać z „80-tką”, kiedy w obu przypadkach jego ulubiona dziesiątka była zajęta. Dowiecie się, co prezydent Paryżan obiecał Ronaldinho za każdego strzelonego gola oraz dlaczego Ronnie nie trafił do United, choć Anglicy złożyli PSG lepszą ofertę niż Barcelona. Odkryjecie nawet, który piłkarz Barcy zawsze dotrzymywał kroku Ronaldinho w świętowaniu, czy też o ile spadła wartość Brazylijczyka od czasu jego gry w Katalonii.

„Przyjaciółka, kochanka, narzeczona: a bola, czyli piłka, jest dla Ronaldinho tym wszystkim i jeszcze czymś więcej.”

Opowieść o byłym piłkarzu Barcelony przeplatana jest wywiadami, podobnie jak miało to miejsce w innej książce włoskiego dziennikarza – pozycji „Messi. Historia chłopca, który stał się legendą”. Są to wypowiedzi trenerów, z którymi współpracował Ronaldinho. Luis Fernández, były trener PSG, wspomina, jaki Ronnie był, kiedy przybył do Paryża oraz ujawnia, z czym Brazylijczyk miał początkowo trudności. Luiz Felipe Scolari wyjaśnia, jaką rolę w wygraniu przez Brazylię mundialu w 2002 roku odegrał Gaúcho. Natomiast Frank Rijkaard zdradza jak ważną osobą w szatni Barcy był Ronnie oraz jak pracowało się na co dzień z Brazylijczykiem na treningach.

„Dla Ronaldinho piłka jest obsesją.”

„Ronaldinho. Uśmiech futbolu” to jedna z kilku książek autorstwa Luci Caioliego. W Polsce za sprawą Wydawnictwa SQN wcześniej ukazały się m.in. pozycje „Ronaldo. Obsesja doskonałości.”, „Messi. Historia chłopca, który stał się legendą” oraz „Zinédine Zidane. Sto dziesięć minut, całe życie”. Mówiąc szczerze żadna z powyższych lektur mnie nie zachwyciła. Książki włoskiego dziennikarza po prostu nieszczególnie do mnie przemawiają. Jednak mimo to najwyżej oceniam właśnie biografię Ronaldinho. Dużym walorem tej pozycji jest fakt, iż na naszym rodzimym rynku literatury sportowej jest jedyną książką o Gaúcho. Człowiek czyta więc kolejne strony z zaciekawieniem, bez cienia irytacji i swoistego déjà vu. Ta lektura to duży „powiew świeżości” na mojej półce z książkami.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.



 Źródło zdjęcia: własne

AUTOR: RealAnia

wtorek, 12 maja 2015

„Lektury dla kibica” - Nienasycony

Na rynku futbolowych książek sportowych najczęściej znajdują się pozycje poświęcone piłkarzom, nie brakuje jednak również tych o trenerach.

Rozdział 70.
Carlo Ancelotti. Nienasycony zwycięzca - Carlo Ancelotii, Alessandro Alciato

„Nienasycony zwycięzca” to autobiografia Carlo Ancelottiego, którą trener napisał wraz z Alessandro Alciato, współautorem autobiografii Andrei Pirlo „Myślę, więc gram”. Książka Pirlo wyszła świetnie, więc sięgnęłam po wspomnienia włoskiego trenera z ogromną ciekawością i jeszcze większymi oczekiwaniami. Na szczęście nie zawiodłam się.

Nie jest to typowa chronologiczna autobiografia, ale w głównej mierze książka o futbolu. Włoch skupia się na swojej karierze, o sferze prywatnej praktycznie nie wspominając. Nie miałam jednak poczucia, że czegoś tej książce brakuje. W zamian otrzymujemy mnóstwo piłkarskich anegdot i historii. Dla kibiców to lektura wymarzona! Zabawna, szczera, bezkompromisowa oraz napisana z dużym dystansem do samego siebie. Czyta się szybko, z uśmiechem na twarzy.

Tajne podróże i negocjacje, rozmowy z prezesami, przesłuchania w sprawie afery Calciopoli, relacje z kibicami, prawdziwe oblicze gwiazd futbolu. Carlo Ancelotti uchyla kulisy wielkiej piłki. Wprowadza do piłkarskiej szatni. Ogromnie zaciekawia, a przy tym jeszcze rozbawia.

„Każdej mojej decyzji o objęciu nowego zespołu towarzyszyły co najmniej fajerwerki, a czasem wręcz grzyb atomowy. Nigdy nie było łatwo.”

 „Mam wielkie dupsko i jeszcze większe serce. Jestem zakochany po uszy w tym co robię.”

Książka w oryginale ukazała się w 2010 roku, dlatego też historii związanych z trenowaniem Paris Saint Germain i Realu Madryt w niej nie znajdziecie. I choć większość dotyczy Milanu, czy Chelsea, to sympatycy innych drużyn będą bez wątpienia również czerpać z tej lektury ogromną przyjemność. Natomiast dodatek do polskiego wydania książki autorstwa Michała Okońskiego pt. „Uniesiona brew Ancelottiego. W drodze po La Decimę.” sprawia, że jest ona nieco bardziej aktualna.

Warto także nadmienić, iż przedmowę napisał Paolo Maldini, a zyski uzyskane ze sprzedaży książki autor przeznaczył na finansowanie badań nad stwardnieniem zanikowym bocznym. Chorobą, na którą cierpiał kolega Carlo Ancelottiego z boiska – Stefano Borgonovo.

„Ja kapitanem AS Romy. Reprezentowałem całą drużynę i trzy czwarte mieszkańców miasta. Spójrzmy prawdzie w oczy: w Rzymie nie ma znowu aż tak wielu kibiców Lazio.”

Czytając tę książkę dowiecie się, kiedy Ancelotti poczuł, że przydałby mu się psychiatra, co czuł, gdy szedł po schodach z poziomu murawy na trybuny Wembley by odebrać Tarczę Wspólnoty oraz który system gry nazywa „choinką”. Przeczytacie, czym zagroził Davidowi Beckhamowi, kiedy piłkarz nie chciał wyjść z restauracji, o co chciał zapytać księcia Williama przed finałem Pucharu Anglii, ale zabrakło mu odwagi, a także, jakiego SMS-a dostał od José Mourinho, gdy wygrał z The Blues ligę.

„[…] mam pewną wadę. Otóż gdy trenuję jakiś zespół, automatycznie zostaję jego najbardziej zagorzałym kibicem.”

Ancelotti powie Wam, co zaskoczyło go w osobie Abramowicza, w jaki sposób próbował zniechęcić działaczy Fenerbahçe, którzy chcieli podpisać z nim kontrakt, jak również, dlaczego został trenerem Juventusu. Dowiecie się czy żałuje, że nie zgodził się na transfer Roberto Baggio do Parmy, drużynę, z którego kontynentu chciałby poprowadzić na mundialu, dlaczego notatki dla piłkarzy pisze zawsze odręcznie, czy też, dlaczego nie został trenerem Realu Madryt w 2006 roku, a stanowisko to objął Fabio Capello.

„Pękałem z dumy. Z wypiętą klatą (i brzuchem) obwieściłem:

- Jestem nowym trenerem Juventusu.

Wszyscy krzyknęli niemal jednym głosem

- Pieprzysz – va’a cagher – oszalałeś.”

Odkryjecie, jaki rytuał czeka piłkarza, gdy przychodzi do Chelsea z innego klubu, jaką wadę miał Zidane, jak dogadywali się Inzaghi i Del Piero, jaki żart zawodnicy Milanu zrobili Mathieu Flaminiemu i gdzie grał „Maradona dla ubogich”.

Włoch opisuje również czasy, gdy sam był piłkarzem. Wspomina jak przez kontuzję nie został mistrzem świata. Zdradza, jakim trenerem był Fabio Capello oraz rozpamiętuje wizytę na pewnym stadionie, po której cała (!) drużyna Romy trafiła do szpitala.

„Achilles miał słabe pięty, Pinokio i Tassotti wielkie nosy, a ja swoje kolana.”

Oczywiście w autobiografii Carletto nie mogło zabraknąć tematu pamiętnego finału Champions League ze Stambułu. Dowiecie się, co działo się w szatni Milanu podczas przerwy, którego zawodnika dopadła największa rozpacz po porażce oraz ile razy Ancelotti obejrzał to spotkanie ponownie.

„Może i mam nierówno od sufitem, uważam jednak, że w porażce w Stambule należy upatrywać pewnych pozytywów.”

„Nienasycony zwycięzca” to książka pozwalająca poznać wiele nieznanych historii wprost z piłkarskiego świata, a także prawdziwego Ancelottiego. Włoch, jako zawodnik i trener wygrał mnóstwo tytułów, ale w książce pokazał przede wszystkim siebie i swoją pasję - futbol - a nie osiągnięcia. Ta lektura to uczta dla każdego kibica. Polecam bez cienia wątpliwości.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.



Źródło zdjęcia: własne

AUTOR: RealAnia

środa, 5 listopada 2014

„Lektury dla kibica” - Pirlo, jakiego nie znacie

Drugą pięćdziesiątkę cyklu książkowego zaczynamy od włoskiego akcentu.

Rozdział 51.

Pirlo. Myślę, więc gram - Andrea Pirlo, Alessandro Alciato

Książka ma twardą oprawę, a na jej tylnej części widnieje zdanie: „siła rażenia większa niż JA, IBRA!”. Przeczytałam książkę Zlatana, którą uważam za jedną z najlepszych pozycji sportowych dostępnych na polskim rynku, więc do tej zapowiedzi podeszłam z pewną rezerwą. Jednocześnie miałam nadzieję, że Pirlo napisał cokolwiek, co mnie zadziwi bądź zszokuje.

Gdy skończyłam książkę chciałam autorowi zadać dwa pytania: dlaczego tak krótko Andrea? Dlaczego zaledwie 264 strony? Szczera, bezpośrednia, prowokująca, zabawna. Po prostu świetna książka! Czyta się tak szybko, że kilka razy zmusiłam się by przerwać i zamknąć lekturę, chcąc mieć, choć kilka stron na później. Na niewiele się to jednak zdało, silnej woli wystarczało na moment, kolejne strony były nieodpartą pokusą, więc po chwili pochłaniałam już kolejne rozdziały.

„Nie urodziłem się fenomenem, działałem instynktownie. Z takiej gliny zostałem ulepiony. Przychodziło mi do głowy jakieś zagranie, podanie, strzał na bramkę – i po chwili już to robiłem.”

Nie jest to klasyczna autobiografia przedstawiająca chronologicznie poszczególne etapy życia Pirlo. Włoch rozpoczyna swoją książkę od rozstania z Milanem, później wspomina niełatwe początki kariery, dramatyczny finał Ligi Mistrzów, opowiada anegdoty i nieznane historie z szatni. Mówi o kulisach negocjacji z Realem i Chelsea, zdradza jak Guardiola przekonywał go do przeprowadzki do Katalonii oraz co obiecywali mu szejkowie w zamian za grę w Katarze. Wyjaśnia także, dlaczego ostatecznie do żadnego z tych transferów nie doszło. Porusza ważne tematy: problem rasizmu, nienawiść i zachowania (pseudo)kibiców. Wszystko opisuje w 20. rozdziałach. Liczba dość istotna. Dlaczego? To zdradzi Wam już sam Pirlo.

„Ludzie mówili, że jestem zmęczony, że już dłużej nie dam rady. W rzeczywistości byli zmyleni moim stylem poruszania się po boisku. […] Małe kroki dla mnie, ale wielkie dla ludzkości…”

Przeczytacie, który piłkarz Rossonerich, jako pierwszy dowiedział się, że Pirlo odchodzi z klubu, a także, dlaczego Włoch zdecydował się zmienić otoczenie po dziesięciu latach gry w Milanie i założyć koszulkę Juventusu, jednocześnie odrzucając ofertę powrotu do Interu. Dowiecie się, co robił w ciągu dnia, w którym wygrał finał mistrzostw świata w 2006 roku, a także, co czuł, gdy podchodził na jedenasty metr by wykonać pierwszy z serii rzutów karnych. Odkryjecie również, co zmusiło go do pozostania po wspomnianym mundialu w Milanie, choć był o krok od podpisania kontraktu z Realem Madryt.

„[…] do Realu pobiegłbym wtedy w podskokach. Ma w sobie więcej uroku niż Milan, więcej wdzięku, więcej przed sobą, więcej wszystkiego, do tego już na starcie wzbudza strach w przeciwniku.”

Przeczytacie czy Andrea zdecydowałby się na grę w Serie B gdyby jego klub został zdegradowany po aferze Calciopoli, czy myśli, że Złota Piłka jest dla niego osiągalnym celem, a także, który zawodnik był najmocniejszym piłkarzem, z jakim miał okazję grać. Dowiecie się, co, zaraz po kole Pirlo uważa za najlepszy wynalazek ludzkości, którą drużyną gra na PlayStation, czy chciałby zostać w przyszłości trenerem oraz kibicem, którego klubu był od dziecka. Włoch zdradzi Wam, kto jest źródłem inspiracji wykonywanych przez niego rzutów wolnych i jaka jest tajemnica jego skuteczności w tym elemencie gry. Odkryjecie także jak zapamięta ostatni sezon Del Piero w Juventusie oraz co myśli o wprowadzeniu technologii do futbolu.

 „Podobnie jak do Realu Madryt, a może nawet bardziej, do Barcelony poszedłbym choćby na czworakach. Była wówczas najsilniejszym klubem na świecie – czy trzeba dodawać coś więcej?”

Dowiecie się, w którym momencie zdecydował się wykonać „jedenastkę” podcinką w meczu z Anglią na Euro 2012, czy kiedykolwiek klub, w którym grał wywierał na nim presję, by nie przyjął powołania do kadry narodowej, a także, dlaczego drugi raz nie wybrałby miejsca obok Buffona w szatni Juve. Odkryjecie, co często kryło się pod oficjalnym komunikatem klubu mówiącym o nieobecności zawodnika „z powodu przemęczenia mięśni” i dlaczego we Włoszech mecze wyjazdowe są prawdziwym koszmarem. Przeczytacie także, co Włoch sądzi o zejściu z boiska Kevina-Prince’a Boatenga na znak protestu przeciwko rasistowskim wyzwiskom oraz który mecz wzbudza w nim wątpliwości, co do uczciwości drużyny przeciwnej w zakresie zastosowania ewentualnego dopingu.

„Myślałem o zakończeniu kariery, bo po nocy w Stambule wszystko straciło sens.”

Dlaczego Alberto Gilardino nosi w torbie stare buty piłkarskie? Czym zajadał się Inzaghi? Który włoski zawodnik jest hipochondrykiem? Jak Pirlo określa to, co stało się w meczu z Liverpoolem w Stambule oraz jak nazywa Jerzego Dudka? Odpowiedzi tylko w „Myślę, więc gram”. Czas spędzony z tą lekturą był czystą przyjemnością! Polecam każdemu. Fantastyczna książka. Szkoda, że tak krótka.

P.S Andrea czekam na drugą część!


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.



Źródło zdjęcia: własne

AUTOR: RealAnia

środa, 7 marca 2012

So close…

Po pierwszym meczu, w którym Milan dosłownie zmiażdżył na własnym boisku Arsenal, w rewanżu nie dawałam Kanonierom zbyt dużych szans na awans, żeby nie powiedzieć, że ich szanse były równe zeru. Takie myślenie jak moje – czyli kierowanie się rozumem -dominowało z pewnością u wielu kibiców futbolu, niezwiązanych emocjonalnie z drużyną Wengera. Nie wspominając nawet o fanach Milanu, którym przez myśl nie przeszło, że ich ulubieńcy mogą nie awansować do kolejnej rundy LM.

Mimo wszystko od początku tego meczu kibicowałam gospodarzom. Chciałam po prostu, aby zdarzyła się niespodzianka, a wręcz sensacja. Sensacja, w którą tak naprawdę przed pierwszym gwizdkiem nie wierzyłam, w przeciwieństwie do zgromadzonych na trybunach kibiców The Gunners, którzy dumnie trzymali transparenty z napisem „We believe!”. Piłkarze Arsenalu również uwierzyli i w pierwszej połowie odrobili trzy bramki straty. Pozostał jeden upragniony gol do dogrywki. Jeden gol do rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Nadeszła jednak przerwa. Czas w tym momencie niezbędny dla gości, którzy byli w wielkich tarapatach. Przerwa, która Arsenalowi nie była potrzebna. Po niej Milan nie pozwalał gospodarzom już na tak wiele i „dowiózł” korzystny wynik do końca pojedynku, choć również, Arsenal miał swoje szanse, nie potrafił ich jednak wykorzystać.

To była fantastyczna pogoń piłkarzy z Emirates Stadium. Nie awansowali, ale należą im się słowa uznania, gdyż zrobili wszystko, co mogli, aby odwrócić losy tego dwumeczu. Ich kibice mogą być naprawdę dumni.

Ja po tym meczu mogę powiedzieć jedno: futbol jest przedziwną i niesamowitą grą.

AUTOR: RealAnia

niedziela, 26 lutego 2012

Zaskoczenie

Gdy w 34 minucie meczu na Emirates Stadium gospodarze przegrywali z Tottenhamem 0-2, myślałam, że podopieczni Wengera się już nie podniosą. Zapytacie mnie, dlaczego? Powiecie, że nie takie rzeczy już w futbolu widzieliście. Przecież odrobienie dwóch bramek straty nie jest aż takim wielkim wyczynem. Jak najbardziej się z tym zgadzam. Skoro Arsenal w poprzednim sezonie zremisował z Newcastle, prowadząc po 26 minutach aż 4-0, w dzisiejszym meczu wszystko było jeszcze możliwe.

Oczywiście nie wynik skłaniał mnie do wniosku, iż piłkarze Harrego Redknappa ten mecz wygrają. Myślałam po prostu, że Arsenal nie podniesie się psychicznie. Niespełna dwa tygodnie temu The Gunners doznali druzgocącej porażki w pierwszym meczu 1/8 finału Champions League z Milanem 4-0, która praktycznie pozbawiła ich marzeń o awansie do kolejnej rundy. W zeszły weekend przegrali w Pucharze Anglii z Sunderlandem 2-0. W dzisiejszym meczu przegrywali również 2-0. Czarna seria Arsenalu trwała. Ponadto sędzia nie odgwizdał rzutu karnego dla Kanonierów, a podarował jedenastkę piłkarzom z White Hart Lane. Te wszystkie okoliczności skłaniały mnie do wyciągnięcia powyższych wniosków. Jednak, jeśli ktoś z was myśli, że w związku z tym wyłączyłam telewizor, grubo się myli. Takie mecze ogląda się do końca. Bez cienia wątpliwości. Jak się w niedalekiej przyszłości okazało całkiem słusznie. Gospodarze jeszcze w pierwszej połowie wyrównali, a po przerwie „dorzucili” kolejne trzy trafienia. Tym samym doprowadzili swoich kibiców do euforii, piłkarzy i sympatyków Tottenhamu wprowadzili w stan niedowierzania, a mnie w wielkie zaskoczenie. Po ostatnich „wyczynach” Arsenalu w LM, poziomie, jaki zaprezentowali we Włoszech, nie spodziewałam się, że stać ich na odrobienie strat i to w dodatku z taką „nawiązką”. Jestem naprawdę zaskoczona, pozytywnie zaskoczona.

Choć jestem wielkim kibicem Realu Madryt, to ponownie po tym meczu muszę przyznać, że Liga Angielska słusznie nosi miano najlepszej ligi świata.

AUTOR: RealAnia

niedziela, 12 lutego 2012

Sobotnia uczta kibica

Większość ludzi przez cały "roboczy" tydzień odlicza dni i godziny do weekendu, powtarzając często zdanie "byle do piątku". I oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, w końcu to upragniony czas odpoczynku od pracy, czy szkoły. Jednak dla kibiców wszelkich sportów weekend oznacza również, a właściwie przede wszystkich kolejne mecze i związane z nimi emocje, zwłaszcza w tygodniach gdy brak Europejskich rozgrywek, pucharów czy innych dodatkowych wydarzeń sportowych. A miniona sobota była dla kibiców prawdziwą "sportową ucztą". Jeśli ktoś nie ma dość sportu, to zapraszam na mój subiektywny przegląd najważniejszych wydarzeń owego dnia.

Wszystko rozpoczęła kolejna "walka" Justyny Kowalczyk z Marit Bjoergen. Nasza rodaczka długo prowadziła, była pierwsza na dwóch premiach punktowych, jednak niestety ostatecznie to Norweżka wygrała cały bieg i to ona ponownie jest liderką Pucharu Świata. Justyna Kowalczyk traci na dzień dzisiejszy 12 punktów do największej rywalki, co jest stratą jak najbardziej do „odrobienia” w kolejnych biegach.

Po sportach zimowych czas przyszedł na zieloną murawę. A tam czekał na nas hit 25 kolejki Premier League i starcie Manchesteru z Liverpoolem. Mecz rozpoczął się od bezczelnego zachowania Luisa Suareza, który nie podał ręki Patrice'owi Evrze. Dla niezorientowanych wyjaśnię, że po pierwszym meczu tych drużyn Urugwajczyk został oskarżony o rasistowskie zachowanie w stosunku do Francuza, a w konsekwencji Angielska federacja zawiesiła Suareza na osiem meczów. Podczas spotkania przy każdym kontakcie Urugwajczyka z piłką kibice zgromadzeni na Old Trafford raczyli go głośnym buczeniem, jednak pomiędzy piłkarzami nie dochodziło do większych spięć. Na początku drugiej połowy Wayne Rooney zdobył dwie bramki w ciągu zaledwie trzech minut, na co w końcówce spotkania Liverpool odpowiedział tylko jednym golem Suareza. Faktem nie tyle istotnym, co raczej ciekawym do odnotowania jest ogromna radość Evry po końcowym gwizdku, którą sędzia musiał „utemperować” kilkoma słowami. Mecz w Anglii jeszcze się nie skończył, a w Niemczech Dortmund z trzema Polakami w składzie rozpoczynał pojedynek z Bayerem Leverkusen. Jedynego gola na wagę trzech punktów zdobył  Kagawa. Jednocześnie toczył się ważny pojedynek w Lidze Mistrzów Piłkarzy Ręcznych, gdzie Vive Targi Kielce sensacyjnie pokonało MKB Veszprem, dzięki czemu wicemistrzowie Polski zachowali szansę na awans do kolejnej rundy.

Po takich emocjach nie było zbyt dużo czasu na odpoczynek od telewizora. W Serie A Udinese podejmowało AC Milan. I choć gospodarze prowadzili do 77 minuty 1-0, ostatecznie to Rossoneri schodzili z boiska jako zwycięscy. Dla mnie jednak ciekawszym meczem (który głównie oglądałam o tej godzinie) było starcie Tottenhamu z Newcastle United. Na White Hart Lane niesamowitym wyczynem popisał się Adebayor. Reprezentant Togo zaliczył cztery asysty w pierwszej połowie meczu, dokładając gola w drugiej i to głównie za jego przyczyną Spurs rozgromili przyjezdnych aż 5-0.

Wieczór upłynął z Pucharem Narodów Afryki. Gdzie Mali sensacyjnie zdobyło brązowy medal pokonując piłkarzy Ghany 2-0. Ghańczycy mieli walczyć w tym turnieju o złoto, a tymczasem nie zdobyli żadnego medalu.

Jednym słowem sobota pełna sportu i kibicowskich emocji. Oby więcej takich dni!

AUTOR: RealAnia