Po pierwszym meczu, w którym Milan dosłownie zmiażdżył na własnym boisku Arsenal, w rewanżu nie dawałam Kanonierom zbyt dużych szans na awans, żeby nie powiedzieć, że ich szanse były równe zeru. Takie myślenie jak moje – czyli kierowanie się rozumem -dominowało z pewnością u wielu kibiców futbolu, niezwiązanych emocjonalnie z drużyną Wengera. Nie wspominając nawet o fanach Milanu, którym przez myśl nie przeszło, że ich ulubieńcy mogą nie awansować do kolejnej rundy LM.
Mimo wszystko od początku tego meczu kibicowałam gospodarzom. Chciałam po prostu, aby zdarzyła się niespodzianka, a wręcz sensacja. Sensacja, w którą tak naprawdę przed pierwszym gwizdkiem nie wierzyłam, w przeciwieństwie do zgromadzonych na trybunach kibiców The Gunners, którzy dumnie trzymali transparenty z napisem „We believe!”. Piłkarze Arsenalu również uwierzyli i w pierwszej połowie odrobili trzy bramki straty. Pozostał jeden upragniony gol do dogrywki. Jeden gol do rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Nadeszła jednak przerwa. Czas w tym momencie niezbędny dla gości, którzy byli w wielkich tarapatach. Przerwa, która Arsenalowi nie była potrzebna. Po niej Milan nie pozwalał gospodarzom już na tak wiele i „dowiózł” korzystny wynik do końca pojedynku, choć również, Arsenal miał swoje szanse, nie potrafił ich jednak wykorzystać.
To była fantastyczna pogoń piłkarzy z Emirates Stadium. Nie awansowali, ale należą im się słowa uznania, gdyż zrobili wszystko, co mogli, aby odwrócić losy tego dwumeczu. Ich kibice mogą być naprawdę dumni.
Ja po tym meczu mogę powiedzieć jedno: futbol jest przedziwną i niesamowitą grą.
AUTOR: RealAnia
...w której Arsenal przegrywa i odpada. W końcu, polityka Wengera się zużyła, skończyła, skład się wykruszył, a następców brak. Nie podkradanie młodych piłkarzy innym klubom, a więcej pokory, ciężkiej pracy na treningach i wtedy coś się zmieni.So close...so far.
OdpowiedzUsuń