piątek, 1 marca 2019

„Lektury dla kibica” – Gdzie ten spokój?

Filozoficzno-psychologiczna powieść. 

Rozdział 185.

Siła spokoju. Droga miłującego pokój wojownika – Dan Millman

W przypadku książek sportowców, byłych jak i obecnych, zazwyczaj mamy do czynienia z (auto)biografiami. Tymczasem amerykański mistrz świata w gimnastyce akrobatycznej z roku 1964 Dan Millman napisał powieść opartą na własnym życiu pt. „Siła spokoju. Droga miłującego pokój wojownika”.

Zanim lektura trafiła w moje ręce nigdy nie słyszałam o Danie Millmanie. Gimnastyką akrobatyczną również niebyt się interesuję. Dlatego też z dużym zainteresowaniem i chęcią poszerzenia swoich horyzontów zaczęłam czytać „Siłę spokoju”.

„Sala gimnastyczna stała się moim sanktuarium, w którym doznawałem dreszczu emocji i najwyższej satysfakcji, w którym podejmowałem nieustanne wyzwanie.”

Dana, głównego bohatera powieści, poznajemy, kiedy opuszcza rodzinny dom i udaje się na studia. W mgnieniu oka docieramy na trzeci rok życia akademickiego, podczas którego Millman poznaje na stacji benzynowej starszego mężczyznę, który jak się wkrótce okazuje zostaje mentorem młodego sportowca i odmienia jego życie. Tajemniczy mężczyzna nigdy się nie przedstawia, więc Dan nazywa go „Sokratesem”. Kolejne rozdziały to opowieść o nocnych spotkaniach obu mężczyzn, tworzącej się między nimi więzi i relacji. Podróżach w czasie i przestrzeni. Nauki prowadzenia życia na nowych zasadach.

„Życie przynosiło mi nagrody, lecz nie dawało ani trwałego spokoju, ani satysfakcji.”

W żadnym wypadku nie zaliczyłabym tej lektury do książek sportowych. Oprócz faktu, iż Dan trenuje akrobatykę oraz kilku wzmianek o tym sporcie, ta pozycja nie ma nic wspólnego z literaturą sportową. Powieść ma charakter filozoficzno-psychologiczny. Mówiąc prościej lektura jest bardzo specyficzna. Co najmniej dziwna, w ogóle nierealna, wręcz irytująca. Początkowa tajemniczość wzbudza nieco ciekawości, ale po kilkudziesięciu stronach wzrastają jedynie negatywne emocje. „Siła spokoju” w żadnym momencie nie wywołała u mnie uczucia spokoju. 

Co prawda autor na wstępie zaznaczył, iż posłużył się metaforami oraz pozwolił sobie na swobodę w przedstawieniu poszczególnych zdarzeń. Jednak mimo wszystko skoro historia została oparta na jego życiu to coś musi być w niej prawdziwe. Tymczasem dla mnie wszystko było abstrakcyjne i absurdalne. Oczywiście z tej opowieści dałoby się pewnie coś wynieść, niektóre nauki czy sentencje miały sens – żyj tu i teraz, bądź po prostu szczęśliwy, – ale forma ich przekazania w ogóle do mnie nie przemawiała. 

Niestety prawda jest taka, iż gdybym nie otrzymała książki do recenzji to nie dotarłabym nawet do połowy lektury. Jednak nigdy nie napisałabym opinii o pozycji, której nie przeczytałam w całości. Dlatego też – z trudem – zmusiłam się, aby dotrwać do końca. Książka podobno miała odmienić moje życie, a jedyne, co zrobiła to zabrała bezcenny czas.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Sportowej Książce Roku.



Źródło zdjęcia: własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz