Sobota 29-go września br. była dla kibiców angielskiej Premier League prawdziwą perełką wśród sportowych weekendów. Wszystko zaczęło się w stolicy, gdzie odbyły się dwa bardzo ciekawe mecze, a „wisienką na piłkarskim torcie” było spotkanie rozegrane w Manchesterze. Emocji i goli było sporo, ale nie obyło się też bez kilku kontrowersji sędziowskich.
Derby Londynu to zawsze duże wydarzenie. Nie inaczej było i tym razem. Chelsea dzięki asyście oraz bramce Juana Maty pokonała na Emirates Stadium Arsenal i umocniła się na pierwszym miejscu w tabeli Premier League. The Blues wyszli na prowadzenie w 20 minucie, gdy po dośrodkowaniu Maty z rzutu wolnego, piłkę w bramce umieścił Fernando Torres. Gospodarze zdołali wyrównać tuż przed przerwą za sprawą Gervinho. Jednak w drugiej odsłonie meczu Mata ponownie wykonywał rzut wolny, praktycznie z tego samego miejsca, co przy pierwszym golu, i po błędzie Laurenta Koscielnego futbolówka wpadła do siatki. Pomimo ataków obu drużyn wynik nie uległ już zmianie, a pierwsza porażka w sezonie drużyny Arsène Wengera stała się faktem.
Kolejne ciekawe spotkanie odbyło się również w Londynie. Na Craven Cottage piłkarze Fulham podejmowali Manchester City. Mecz dla mistrzów Anglii nie rozpoczął się najlepiej. W 10 minucie sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, po tym jak John Arne Riise padł na murawę. Sędzia nie miał wątpliwości uznając, ze Pablo Zabaleta faulował Norwega, więc wskazał na „wapno”. Powtórki telewizyjne pokazały jednak, że w tej sytuacji arbiter się pomylił, gdyż żadnego przewinienia ze strony obrońcy City nie było. Jedenastkę na gola dla Fulham pewnie zamienił Petric. The Citizens nie załamali się tą niesprawiedliwością i ruszyli do ataku. W 43 minucie stan spotkania wyrównał Agüero. Remis nie był jednak w kręgu zainteresowań podopiecznych Roberto Manciniego, którzy w drugiej połowie zaciekle atakowali bramkę gospodarzy. Mimo wszystko, wynik długo nie ulegał zmianie. Dopiero w 87 minucie komplet punktów przyjezdnym zapewnił wprowadzony wcześniej na boisko Edin Dżeko.
Najlepsze spotkanie tego dnia kibice zobaczyli jednak w Manchesterze. I z całą pewnością warto było czekać na mecz na Old Trafford. Wynik otworzył już w drugiej minucie Jan Vertonghen. Piłka po strzale piłkarza Tottenhamu odbiła się od Jonny'ego Evansa i wpadła do braki strzeżonej przez Andersa Lindegaarda. Gospodarze starali się wyrównać, więc skupili się na ofensywie, a przez to narazili na kontrataki ze strony drużyny Andre Villasa-Boasa. Jeden z nich, w 31 minucie wykorzystał Gareth Bale podwyższając prowadzenie Tottenhamu. Po przerwie kibice byli świadkami rzeczy niecodziennej. W trzy minuty padły aż trzy bramki! Najpierw gola kontaktowego zdobył Nani. Potem Dempsey ponownie wyprowadził gości na dwubramkowe prowadzenie. A za chwilę gola dla United zdobył Shinji Kagawa. I na tym festiwal strzelecki obu drużyn niestety się zakończył, choć emocji nie zabrakło aż do ostatniego gwizdka sędziego. Van Persie zdobył gola ze spalonego, Rooney trafił w słupek, a Carrick w poprzeczkę. W polu karnym Tottenhamu miały miejsce również wątpliwe sytuacje, ale arbiter przy wszystkich tych akcjach pozostał niewzruszony. Niezwykły mecz zakończył się wynikiem 3-2 dla "Kogutów", którzy wygrali na stadionie Manchesteru United po raz pierwszy od 23 lat.
AUTOR: RealAnia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz