Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska reprezentacja w piłce nożnej. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska reprezentacja w piłce nożnej. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 listopada 2022

„Lektury dla kibica” – Polski król mundiali

Pozycja idealna na mundial.

Rozdział 264.

Grzegorz Lato. Król mundiali – Grzegorz Lato, Piotr Dobrowolski

Kiedy my emocjonujemy się kolejnymi Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej i kalkulujemy, czy Polska w ogóle zdoła wyjść z grupy, trudno uwierzyć, że kiedyś nawet srebrny medal reprezentacji uznawany był za porażkę.  Fakty są jednak takie, że wcale nie tak dawno Polska sporo znaczyła na futbolowej mapie świata. Jednym z filarów tamtej drużyny był Grzegorz Lato, którego życie bliżej możemy poznać dzięki książce „Grzegorz Lato. Król mundiali”.

„Przyjechaliśmy w nieznane, a wracamy jako trzecia drużyna globu […].”

„Król mundiali” to zbiór historii z życia Grzegorza Laty, a dokładniej mówiąc z poszczególnych mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, kariery klubowej oraz czasów jego szefowania PZPN. Król strzelców MŚ’74 zabiera czytelników do piłkarskiej szatni, zdradza kulisy swojej kariery, ukazuje realia reprezentowania Polski za czasów komunizmu, wspomina trenerów i kolegów z murawy, wreszcie przedstawia swój punt widzenia na głośne afery PZPN.

„W ekipie więcej było działaczy i ochrony z UB niż piłkarzy z obawy, że nawiejemy i nie wrócimy do kraju.”

Historie zapisane na kartach książki są dosyć zwięzłe, to tylko to, co najistotniejsze, bez zbędnego koloryzowania czy „lania wody”. Dlatego też nie ma ani chwili nudy, a lekturę czyta się szybko i przyjemnie. Właściwie odnosi się wrażenie, że Grzegorz Lato opowiada wnukom swoje przygody z piłką. Wypowiada się zupełnie swobodnie, o kolegach z drużyny mówi często zdrobniale, z sympatią.

„Portugalczycy nie wzięli pod uwagę, że wkurzony Polak to Polak żądny zemsty.”

Omawiana pozycja od pierwszej strony bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Naprawdę trudno było się oderwać od lektury. Muszę jednak zaznaczyć, że dotyczyło to w szczególności 2/3 książki. To właśnie tam zostały zapisane historie i anegdoty z poszczególnych mistrzostw świata, IO oraz występów Grzegorza Laty w Stali Mielec. Zaś na ostatnich stu stronach lektury były piłkarz opowiada o swoim pobycie zza granicą oraz czasach szefowania PZPN. I niestety te rozdziały jak dla mnie często odstawały już poziomem od poprzednich. Mimo to bez wątpienia jest to lektura godna polecenia.

„[…] przeciwnicy jeszcze w tunelu prowadzącym na boisko patrzyli na nas z taką wyższością i pogardą, że człowiekowi nóż się w kieszeni otwierał.”

Sięgając po tę pozycję dowiecie się jak wyglądało pierwsze spotkanie Grzegorza Laty z Kazimierzem Górskim, dlaczego Lato lubił grać z Anglikami oraz dlaczego za swój debiut w reprezentacji uważa mecz z Niemcami, choć pierwszy raz w kadrze zagrał przeciwko Hiszpanii. Odkryjecie, w jaki sposób Robert Gadocha dwukrotnie oszukał kolegów z reprezentacji, jaki kompleks miał Jacek Gmoch, czy też, dlaczego Jan Ciszewski komentując pewny mecz Polaków przez 90 minut tylko raz wymienił nazwisko ‘Lato’.

„[…] ja z lewej nogi, czyli tej, o której Janek Ciszewski mówił, że jej nie mam, walnąłem z woleja w dolny róg bramki […].”

Przeczytacie, kto tak mocno uderzył piłkę, że pękł mu but, które MŚ były najgorsze pod względem organizacyjnym, za co Lato cenił Włodzimierza Smolarka, a także, o którym duecie w kadrze mówiono „małżeństwo doskonałe”. Dowiecie się, którego polskiego piłkarza najbardziej bali się Brazylijczycy, a kto przerażał Włochów. Odkryjecie nawet, co było przyczyną konfliktu Antoniego Piechniczka i Andrzeja Szarmacha.

„Zachowywał się jak spanikowana baba na bazarze, a nie człowiek, który pięć lat wcześniej zatrzymał na Wembley Anglię.”

Dowiecie się, do którego kraju wraz z piłkarzami Stali Grzegorz Lato próbował wwieźć 200 butelek wódki oraz z kim w Mielcu tworzył parę nazywaną Bolek i Lolek. Przeczytacie, który wielki europejski klub przesyłał do Mielca kartki świąteczne. Ponadto odkryjecie, dlaczego Lato w Lokeren grał z numerem 22 oraz czemu z bilansu meczów w reprezentacji usunięto mu cztery mecze.

„Tak naprawdę mistrzostwa w Argentynie przegraliśmy przez Gmocha.”

Grzegorz Lato zdradza, czy faktycznie asystenci Kazimierza Górskiego – Jacek Gmoch i Andrzej Strejlau – się nie znosili. Wyjaśnia, od kiedy i dlaczego traktował Jacka Gmocha jak powietrze. Opowiada jak pomógł uciec jednemu z reprezentantów z komunistycznej Polski.

Co trener Górski powiedział w przerwie słynnego meczu na Wembley? Dlaczego piłkarze za karę musieli siedzieć zanurzeni po szyję niemal godzinę w wodach Morza Czarnego? Za co Jacek Gmoch chciał go wyrzucić z kadry? Kto szantażował Latę?

„[…] za zasługi to się leży na Powązkach, a nie jedzie na mistrzostwa świata.”

„Król mundiali” to lektura, która bez wątpienia przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom futbolu. Starsze pokolenie kibiców dzięki niej może powspominać, a młodsze poczytać o czasach triumfów polskiej reprezentacji w piłce nożnej.

„Cały naród czekał na to, aż znienawidzonych ruskich wyślemy na białe niedźwiedzie.”

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

Książkę kupicie w księgarni labotiga.pl

 

Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

    1. Spalony- Andrzej Iwan

    2. Kowal. Prawdziwa historia

wtorek, 6 lipca 2021

„Lektury dla kibica” – Niezapomniane 90 minut

Dziś lektura dla wszystkich kibiców reprezentacji.

Rozdział 238.

Moje najważniejsze 90 minut – Jacek Janczewski, Emil Kopański

Profesjonalny piłkarz rozgrywa w swojej karierze setki meczów. Większości z nich raczej nie zapamięta, a o niektórych będzie chciał zapomnieć zaraz po końcowym gwizdku sędziego. Są jednak takie spotkania, których nigdy nie zapomni. Debiut w pierwszej drużynie, mecz zakończony hat-trickiem albo finał międzynarodowego turnieju. Te najważniejsze 90 minut będzie wspominał ze szczegółami po latach.

Który mecz był tym najważniejszym dla Jerzego Dudka, Adama Nawałki, Józefa Młynarczyka, czy Jana Tomaszewskiego? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w książce „Moje najważniejsze 90 minut”.

„Jeden za drugiego, 11 w imieniu całego kraju.”

„Moje najważniejsze 90 minut” to zbiór najważniejszych meczów dla stu reprezentantów Polski w piłce nożnej. 90 minut, które rozegrali w biało-czerwonych barwach. Od piłkarzy, którzy zagrali w reprezentacji zaledwie kilka meczów, po członków Klubu Wybitnego Reprezentanta.

To wspomnienia głównie zawodników, którzy zakończyli już karierę, dlatego też na kartach lektury nie znajdują się przeżycia Roberta Lewandowskiego, czy Łukasza Fabiańskiego, którzy przecież swoje najważniejsze 90 minut z orzełkiem na piersi mogą mieć jeszcze przed sobą.

„Z drużyny podłamanej, prawie spakowanej, która myślała, że wróci do domu, staliśmy się zwycięzcami.”

Pierwsze, na co należy zwrócić uwagę oceniając tę pozycję to aspekty wizualne. Co tu dużo mówić, jest po prostu pięknie wydana. Została dopracowana w każdym calu. Począwszy od okładki, poprzez przejrzysty schemat prezentacji kolejnych historii, na fotografiach kończąc.

Konstrukcja lektury jest bardzo prosta, a przez to idealna. Najpierw poznajemy personalia piłkarza oraz szczegóły wybranego przez niego meczu, czyli datę i miejsce spotkania, składy drużyn, wynik, strzelców ewentualnych bramek, a nawet sędziego. Następnie czytamy osobistą relację meczową, zaś na końcu prezentowana jest metryka kadrowicza, w której znajdziemy datę i miejsce jego urodzenia, debiut i ilość rozegranych meczów w reprezentacji Polski, wykaz klubów, w których grał a także osiągnięcia. To wszystko uzupełnione jest fotografiami.

„Do dziś przechodzą mnie dreszcze, kiedy przypominam sobie ryk zwycięstwa chorzowskiej publiczności.”

„Moje najważniejsze 90 minut” to jedna z tych książek, których nie trzeba czytać od „deski do deski”. Wspomnienia poszczególnych zawodników w żaden sposób się ze sobą nie łączą. Zostały ułożone alfabetycznie według nazwisk zawodników, więc wystarczy otworzyć na konkretnej postaci i oddać się lekturze.

Co może nieco zaskakujące wielu reprezentantów nie wybrało meczów oczywistych, co więcej część opowiada o meczach przegranych. Warto również dodać, iż nie są to jedynie wspomnienia tytułowych 90 minut, ale często poznajemy także wyjaśnienie wyboru konkretnego spotkania, jego szerszy kontekst, wydarzenia około boiskowe, anegdoty, kulisy szatni, a w przypadku meczów turniejowych również krótkie informacje o pozostałych spotkaniach.

„Nie było widać w zespole jedności, charakteru, zęba.”

Część meczów opisanych na kartach lektury się powtarza, ale trudno się dziwić, że finał igrzysk olimpijskich, zdobycie medalu MŚ, czy bardziej współczesny triumf nad Portugalią na Stadionie Śląskim były najważniejszymi 90 minutami w narodowych barwach dla więcej niż jednego piłkarza.

Mecze, których czytelnik był świadkiem, jako kibic pozwalają na nowo przeżyć piłkarskie emocje. Natomiast spotkania z dalszej przeszłości stanowią doskonałą lekcję futbolowej historii.

„Mówiło się, że to spotkanie było totalną kompromitacją, media nie zostawiły na nas suchej nitki.”

Sięgając po tę lekturę dowiecie się, dlaczego w ramach przygotowań do mundialu’82 Polska nie zagrała żadnego sparingu z innymi reprezentacjami, czego najbardziej żałuje Jerzy Brzęczek, a także, który piłkarz w kadrze Kazimierza Górskiego zwracał się do starszych zawodników per pan. Odkryjecie, kto dostał rower, jako nagrodę za najlepszego zawodnika meczu, który piłkarz strzelając gola tak mocno kopnął futbolówkę, że pękł mu but oraz za który wyjazd polska federacja otrzymała honorarium w fałszywych banknotach.

„Zawsze mieliśmy swojego kata – jak nie Gary’ego Linekera, to Paula Scholesa.”

Zygmunt Anczok wyjaśnia, dlaczego piłkarze reprezentacji malowali buty farbkami, Jacek Bąk zdradza, co Leo Beenhakker powiedział piłkarzom przed meczem z Portugalią na Stadionie Śląskim, ostatecznie wygranym przez Polskę 2:1. Euzebiusz Smolarek wspomina jak przygotowywał się w szatni przed meczami, zaś Jacek Gmoch ujawnia, kto przed meczem z Finlandią dostał ataku śmiechu na tle nerwowym.

„Po tym meczu zostałem praktycznie zlinczowany.”

Co czuł Jan Domański, strzelec gola w słynnym „zwycięskim remisie na Wembley”? Z jakimi problemami zdrowotnymi borykała się część kadrowiczów po mundialu’82 rozgrywanym w upalnej Hiszpanii? Co było największym wyrazem uznania ze strony Kazimierza Górskiego? W którym kraju polska kadra podczas zakwaterowania nie miała, co jeść, za oknem słyszała strzały, a po korytarzach spotykała panie do towarzystwa?

„Za dużo było myślenia, że grupa jest w naszym zasięgu, że musimy z niej wyjść.”

„Moje najważniejsze 90 minut” to książka, która dumnie będzie się prezentować na półce każdego kibica reprezentacji Polski. Książka, do której można wielokrotnie wracać, by ponownie przeżyć futbolowe emocje.

„Problemem było ponad 100 tysięcy nastawionych przeciwko nam ludzi na trybunach.”

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

 

Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

    1. Dekalog Nawałki. Reprezentacja Polski beztajemnic

    2. Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia

sobota, 19 grudnia 2020

„Lektury dla kibica” – Autobiografia Hajty

Dziś lektura dla dorosłych czytelników.

Rozdział 230.

Tomasz Hajto. Ostatnie rozdanie. Autobiografia – Tomasz Hajto, Cezary Kowalski

Dawni sportowcy, ku uciesze kibiców, coraz częściej wydają autobiografie wspominając barwne kariery, a często również pragnąc rozliczyć się z przeszłością. Nie inaczej jest w przypadku Tomasza Hajty. Były piłkarz, a obecnie komentator sportowy przedstawia swoją historię w pozycji pt. „Ostatnie rozdanie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN.

„Zawodowa piłka to nie jest zabawa dla mięczaków.”

Książka Tomasza Hajty, podobnie jak wiele innych autobiografii rozpoczyna się od mocnego akcentu, w tym przypadku od uzależnienia od hazardu. Następnie autorzy w pierwszej części lektury przedstawiają piłkarską drogę Hajty – od klubów w Polsce, przez Duisburg i Schalke, aż po Anglię. Ponownie poruszają temat hazardu, gigantycznych przegranych i długów, a także wątek słynnej afery z przemytem papierosów. Druga część książki została natomiast poświęcona głównie karierze reprezentacyjnej Tomasza Hajty oraz jego życiu po zawieszeniu butów na kołku.

„To nie tak, że możesz od tego uciec, wyłączyć się, wyjechać na wieś. Bo hazard to choroba. Ciężka choroba.”

Książkę czyta się przyjemnie i szybko. Małym mankamentem jest zaburzona chronologia ze względu na rozdzielenie wątków klubowych i reprezentacyjnych, jednak nie ma to większego znaczenia w ocenie książki. Ważniejsze jest to, iż po lekturze pozostaje niedosyt. Szczerze mówiąc, oczekiwałam, iż autobiografia Hajty będzie bardziej bezkompromisowa i kontrowersyjna. Myślę, że gdyby książka została wydana kilka lat temu z pewnością odbiór byłby inny. Nie jest tak mocna, raczej nie zaskakuje i nie szokuje, bo jest po prostu kolejną tego typu pozycją. Nie oznacza to jednak, iż „Ostatnie rozdanie” jest złą, bądź niewartą przeczytania książką. Wręcz przeciwnie. To świetna okazja, aby poznać z zupełnie innej strony autora słynnej „truskawki na torcie”, a także by powspominać dawne piłkarskie czasy.

„[…] przyznaję, gadaliśmy, że jedziemy po medal, zamiast modlić się o dobre losowanie i wyjście z grupy.”

Sięgając po tę książkę dowiecie się, który trener, jako pierwszy w Górniku wprowadził badania i testy wydolnościowe, kto w drużynie z Zabrza miał ksywkę „Papież”, a także, na czym polegała różnica między Górnikiem a Duisburgiem. Odkryjecie, który piłkarz Duisburga po przegranym finale Pucharu Niemiec chciał udusić trenera, a także czy Olisadebe miał w kadrze specjalne prawa. Przeczytacie, na czym polegały odprawy Janusza Wójcika oraz do kogo przede wszystkim trafiały jego metody, jak również, dlaczego Wójcik przestał powoływać do reprezentacji Piotra Świerczewskiego.

„Nieraz narobiłem się na boisku, a potem okazywało się, że niepotrzebnie, bo ktoś wziął kasę i puścił mecz.”

W swojej autobiografii Tomasz Hajto wyznaje, kiedy po raz pierwszy spotkał się ze sprzedanym meczem oraz zdradza, z kim zwykle się kontaktowano, kiedy próbowano kupić mecz. Wspomina, w czym przekazano mu pieniądze za podpisanie kontraktu z Górnikiem. Ujawnia, który zawodnik Schalke rozbijał szatnię swoją niechęcią do obcokrajowców. Zdradza również, kiedy uderzyła mu „sodówka” oraz czy żałuje odejścia z Schalke.

„Moją ewidentną słabością zawsze była gra głową w ofensywie.”

Ponadto Hajto wyjaśnia szczegóły afery z nielegalnym handlem papierosami, w którą był uwikłany i tłumaczy, dlaczego ruletkę nazywa się „szatańską grą”. Opowiada o różnych sztuczkach i numerach obsługi kasyna mających na celu wyciągnięcie jak największych pieniędzy od gracza. Ujawnia ile czasu potrzebowałby przegrać w kasynie 350 tysięcy złotych, a także wyznaje, co zabrała mu zawodowa piłka.

„Futbol daje, nagradza, ale też błyskawicznie odbiera, gnoi, sprawia, że czujesz się zerem.”

„Tomasz Hajto. Ostatnie rozdanie. Autobiografia” to naprawdę niezła książka. Ciekawie przedstawia piłkarską karierę jednego z najbardziej znanych obecnie komentatorów. Zawiera anegdoty, a także kilka sensownych uwag i przemyśleń. Co równie ważne trudne życiowe doświadczenia głównego bohatera książki mogą stanowić dobrą naukę i przestrogę dla każdego czytelnika.

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

 

Źródło zdjęcia: własne

 

Powiązane wpisy:

    1. Spalony - Andrzej Iwan

    2. Kowal. Prawdziwa historia

    3. Szamo. Wszystko, co wiedziałbyś o piłcenożnej, gdyby cię nie oszukiwano

    4. Sebastian Mila. Autobiografia

    5. Dawid Janczyk. Moja spowiedź

    6. Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie 

piątek, 4 grudnia 2020

„Lektury dla kibica” – Mecze życia Bońka

Dziś podróż sentymentalna dla wielu kibiców. 

Rozdział 229.
Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia – Janusz Basałaj, Zbigniew Boniek

Są tacy zawodnicy, których nazwiska znają wszyscy kibice danej dyscypliny. Niezależnie od pokolenia. Taką postacią w naszym kraju jest Zbigniew Boniek. Bez wątpienia jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii. W swojej karierze rozegrał mnóstwo meczów. Które z nich były najważniejsze? Na to pytanie odpowiada sam prezes PZPN w książce „Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia”.

„Reprezentacja zawsze była dla mnie świętością.”

Książka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa SQN, to wspomnienia dziesięciu meczów, które wywarły największy wpływ na karierę oraz życie Zbigniewa Bońka. Co ciekawe to nie najlepsze mecze z kariery Bońka, ale właśnie te dla niego najważniejsze. Osiem z nich to spotkania Bońka – piłkarza, jeden mecz w roli selekcjonera kadry, a ostatni na fotelu prezesa PZPN.

Wspomnienia Bońka to nie stricte relacje meczowe, lecz szerokie spojrzenie na dane spotkanie. Nie ma, więc bardzo długich opisów akcji, za to otrzymujemy sporo wątków okołomeczowych, trochę historii zza kulis i anegdot. Zbigniew Boniek wspomina kluczowe wydarzenia, nakreśla kontekst oraz znaczenie danego meczu.

„Ja nie bałem się na boisku nikogo, ale kiedy lęku nie czuje 11 ludzi w zespole, to można pokonać absolutnie każdego.”

Każde z prezentowanych spotkań to osobny rozdział lektury. Większość z nich ma bliźniaczy schemat. Najpierw poznajemy drużyny, składy i trenerów, datę meczu, wynik i strzelców ewentualnych bramek oraz ukaranych kartkami, a nawet personalia sędziego, czy też liczbę widzów. Następnie prezentowane są wspomnienia Zbigniewa Bońka związane z meczem, a później dodatek pt. „Koledzy i rywale z boiska”, w którym pokrótce przedstawione zostały sylwetki kilku piłkarzy biorących udział w opisywanym wcześniej meczu. Dziesięć takich rozdziałów zostało zaś uzupełnionych wywiadem z obecnym prezesem PZPN oraz jego jedenastkami marzeń. Całość dopełniają liczne fotografie.

„Robotnicze Towarzystwo Sportowe Widzew Łódź ograło w pucharach faworyzowanych milionerów z Juventusu Turyn.”

Opisywane mecze to oczywiście subiektywny wybór Zbigniewa Bońka. Jednak w moim odczuciu niepotrzebnie do dziesiątki spotkań został zaliczony wygrany mecz Polski z Niemcami na Stadionie Narodowym, w którym Boniek wziął udział jedynie, jako prezes PZPN. Niestety nieco na siłę były piłkarz Juventusu próbuje zwiększyć swoją rolę w tym historycznym zwycięstwie. Szkoda, że zamiast tego spotkania na kartach książki nie znalazł się jeszcze jeden mecz z kariery zawodniczej Bońka, gdyż zdecydowanie ten etap jego życia jest najbardziej intrygujący.

Część kibiców będzie pewnie również zawiedziona, że prezes PZPN zachował wiele tajemnic dla siebie. Na kartach lektury nie znajdziecie, bowiem plotek, krwistych opowieści, czy „prania brudów”. Zbigniew Boniek nie raczy czytelnika skandalami. Można uznać to za mankament, jednak trzeba przyznać, że Boniek jest uczciwy i już na wstępie informuje, że jego książka to nie lektura dla ludzi żądnych sensacji. W zamian zabiera czytelnika w podróż w przeszłość i ukazuje jak kiedyś wyglądał świat piłki nożnej.

 „Liczyło się tylko boisko i to, co na nim.”

Sięgając po tę pozycję dowiecie się jak niestrzelony rzut karny odmienił życie Bońka, jaki miał rytuał związany z korkami, czy też, kogo nazwał najlepszym piłkarzem, z jakim spotkał się na boisku. Odkryjecie, w jaki sposób Zbigniew Boniek przewiózł do Polski zarobione dolary na meczu Argentyna-Reszta Świata oraz od kogo prezes Widzewa pożyczał pieniądze na transfery.

Przeczytacie, co Władysław Żmuda przywiózł z Anglii po meczu z Manchesterem United, a co piłkarze Juve próbowali przemycić do Włoch po spotkaniu z Lechią. Dowiecie się, co działo się w szatni w przerwie meczu z Peru decydującym o awansie z grupy na mundialu w 1982 roku, a także, dlaczego medale za zdobycie trzeciego miejsca na tym turnieju wręczał Polakom kapitan drużyny a nie ówczesny prezes PZPN.

„Piłka nożna, zwłaszcza reprezentacyjna, jest bezwzględna i nie pieści się ze swymi bohaterami.”

„Zbigniew Boniek. Mecze mojego życia” to ciekawa, choć niezbyt obszerna książka. Świetna okazja dla starszego pokolenia pamiętającego Zbigniewa Bońka z boiska, aby powspominać dawne czasy. Natomiast młodzi kibice dzięki tej lekturze mogą poznać futbolową historię, która była udziałem ich rodziców, czy też dziadków.


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.


Źródło zdjęcia: własne


Powiązane wpisy:

    1. Sebastian Mila. Autobiografia

    2. Dekalog Nawałki. Reprezentacja Polski beztajemnic

    3. Kowal. Prawdziwa historia

    4. Spalony - Andrzej Iwan

środa, 13 czerwca 2018

Karta Kibica Reprezentacji Polski…

…czyli czego nie znajdziecie w oficjalnym poradniku.

Zakup biletów na wydarzenia sportowe zwykle jest niemałym wyzwaniem. Trzeba nie tylko nadszarpnąć swoje fundusze, ale również często wykazać się determinacją i refleksem. Wzrost zainteresowania sportem oraz coraz większa ilość organizowanych w naszym kraju imprez sprawiła, że zdobycie poszczególnych wejściówek, zwłaszcza tych w przystępnej cenie, nie jest proste. W przypadku meczów naszej kadry futbolowej sprawę ułatwia posiadanie Karty Kibica, która uprawnia do kupna biletów w przedsprzedaży.

Do pewnego momentu wyrobienie owej karty kosztowało 25 złotych, konieczne było także udanie się do oddziału Alior Banku w celu jej odebrania. Od 1 sierpnia 2016 roku opłata została zniesiona do symbolicznej złotówki, płaconej w ramach przelewu, który weryfikuje tożsamość kibica. Dokument dostarczany jest także prosto do jego domu. Informacje dotyczące nowego procesu wyrobienia karty są bardzo optymistyczne: „Założenie Karty Kibica w Alior Banku jest proste i szybkie jak nigdy wcześniej. Wystarczy wypełnić wniosek internetowy i postępować według instrukcji, zajmie to najwyżej kilka minut. Bez odchodzenia od komputera i wychodzenia z domu!”

Tyle w teorii. Tak naprawdę wyrobienie karty może okazać się bardziej skomplikowane. W moim przypadku kosztowało sporo nerwów, czasu, a także znacznie więcej pieniędzy niż ową złotówkę. Aby Wam tego wszystkiego zaoszczędzić zdradzę to, czego w oficjalnym poradniku nie znajdziecie.

Pierwszym krokiem jest rejestracja na portalu Łączy nas piłka. Z tym nie powinno być żadnych problemów. Po utworzeniu konta przechodzimy do sekcji „Zamów kartę”. Wypełnienie wniosku faktycznie, zgodnie z zapowiedzią, zajmuje kilka chwil. „Schody” zaczynają się, gdy zostajemy przekierowani na stronę banku (pomijam już fakt, iż związanie się z bankiem jest jedyną dostępną opcją, czy nam się to podoba czy nie). W ostatnim kroku należy, bowiem podać numer swojego konta (musi być indywidualne, a nie wspólne), z którego dokonamy potwierdzającego przelewu. Proste, prawda? Otóż niezupełnie. Okazuje się, iż system nie przyjmuje wszystkich kont bankowych. Jeśli Wasze konto nie znajduje się wśród tych wybranych i nie zostanie zaakceptowane możecie zapomnieć o haśle „bez wychodzenia z domu”. Co więcej pracownicy banku twierdzą, że odrzucenie konta spowodowane jest naszym błędem, sugerują, że coś źle wpisaliśmy i dlatego system nie może zweryfikować naszych danych. Jest to bzdura, ale o tym, że to Alior nie akceptuje wszystkich banków można dowiedzieć się po kilku rozmowach telefonicznych, odbytych oczywiście na koszt kibica. 

Co należy zrobić w takim momencie? Poradnik dostępny na stronie Łączy nas piłka w ogóle nie bierze takiej opcji pod uwagę, tam wszystko jest szybkie i bezproblemowe. Na stronie banku zaś wyświetla się informacja, iż trzeba udać się do jego oddziału. Od razu Wam powiem, iż możecie sobie taką wizytę w tym momencie odpuścić. Konsultanci telefoniczni Alior Banku również „nie mówią jednym głosem”. Jedni polecają zaznaczyć opcję, iż nie posiadamy konta w banku polskim, inni przepraszają za niekompetencje pozostałych pracowników i tego zabraniają. Rzeczywiście jednak bez poświadczenia nieprawdy niczego nie zdziałamy. Tu jednak może pojawić się kolejny problem, w moim przypadku opcja ta również nie była aktywna, o czym „uprzejmie” informował komunikat „Wystąpił nieoczekiwany błąd. Skontaktuj się z administratorem.” Zgodnie z wytycznymi skontaktowałam się ponownie z infolinią, byłam także w oddziale banku, ale pracownicy na zgłaszany błąd w systemie potrafili tylko powiedzieć „czasem się tak zdarza”, czy też stwierdzić, że to wina portalu Łączy nas piłka, a oni nie są w stanie nic zrobić. Każdy, z kim rozmawiałam sugerował złożenie wniosku od początku. W rezultacie składałam go tyle razy, że aż trudno zliczyć.

Jak się pewnie domyślacie moja cierpliwość skończyła się już dawno, ale chcąc jednak posiadać kartę kibica i móc kupować bilety w przedsprzedaży musiałam coś zrobić. Skorzystałam, więc z formularza kontaktowego dostępnego na Łączy nas piłka. W odpowiedzi ze strony Alioru otrzymałam poradę… aby anulować wniosek i złożyć go od nowa. Najwidoczniej to jedyna odpowiedź na każde zgłoszenie. Wymienienie kilku wiadomości z bankiem niczego nie wniosło, bo „kontakt mailowy nie jest oficjalnym kanałem kontaktu z Bankiem”, ponownie zalecano rozmowy z infolinią. Takiej opcji nie brałam pod uwagę, nie miałam zamiaru tracić więcej pieniędzy na kolejne niedorzeczne rozmowy.

W końcu jednak znalazła się jedna osoba, która zainteresowała się problemem i sensownie zdołała odpisać. Pani z Zespołu ds. Kontaktów z Kibicami PZPN (kontakt dostałam od portalu Łączy nas piłka na Facebooku), poinformowała mnie, iż należy po prostu… zignorować błąd i udać się do banku w celu potwierdzenia tożsamości, bo taki wniosek jest aktywny. Trzeba było aż tygodnia, aby uzyskać tę istotną informację. Interwencja jednej kompetentnej osoby zaowocowała także tym, iż po wypełnieniu na nowo wniosku, pomimo wszystkich komunikatów, które nadal się pojawiały, na mój email przyszła wiadomość, iż wniosek faktycznie jest aktywny. 

Po tych wszystkich przygodach w ogóle nie zdziwiło mnie to, że pracownica oddziału banku była bardzo zaskoczona, że ma potwierdzić moje dokumenty, choć opcja „nie posiadam konta w polskim banku” nie działa. Nadal twierdziła, że jest to niemożliwe. Pokazałam, więc email z informacją o poprawnym złożeniu wniosku, pani wykonała telefon, aby upewnić się, że to na pewno prawda i dopiero wtedy procedura została zakończona. Na drugi dzień w moim panelu na stronie Łączy nas piłka pojawił się numer Karty Kibica niezbędny do kupowania biletów. Sama karta pojawiła się w skrzynce po ponad tygodniu.

Podsumowując: po kilkunastokrotnym (po dziesiątej próbie przestałam liczyć) wypełnianiu wniosku, trzech wizytach w oddziale banku, kilku telefonach na infolinię i paru wymienionych wiadomościach mailowych Karta Kibica została wreszcie wyrobiona. Toż to istny cud! Miała kosztować symboliczną złotówkę, tymczasem jej cena wzrosła o wszystkie rozmowy telefoniczne z infolinią banku. O nerwach i stracie czasu na wizyty w oddziale nawet nie mam ochoty wspominać. Miało być szybko, łatwo, bez problemów. Wyszło jak zawsze. A wystarczyło napisać rzetelny poradnik dotyczący całej procedury i otwarcie przyznać, które banki są akceptowane, a które zostaną odrzucone i konieczne będzie udanie się z wizytą do banku. Po tym wszystkim nie ma, co się dziwić, że hasło Alior Bank - wyższa kultura bankowości brzmi dla mnie jak mało śmieszny żart.

P.S. Istotna informacja! Kartę można założyć od początku do końca osobiście w oddziale banku, co proponowano mi podczas jednej z wizyt. Taki sposób ma jednak jedną poważną różnicę od złożenia wniosku w Internecie. Otóż numer swojej karty poznacie dopiero w momencie fizycznego jej posiadania. Sama karta nie jest potrzebna do zakupu biletów, ale jej numer jest już niezbędny. Dlatego należy oszacować czy na pewno zdążycie z jej wyrobieniem do następnej przedsprzedaży biletów.

Powodzenia!

wtorek, 16 sierpnia 2016

„Lektury dla kibica” – Charakter Kamila Glika

Na polskim rynku wydawniczym zdecydowanie królują pozycje dotyczące zagranicznych gwiazd sportu. Jednak coraz częściej można znaleźć książki dotyczące naszych rodaków. O jednej z nich chciałabym Wam dziś trochę opowiedzieć.

Rozdział 105.

Kamil Glik. Liczy się charakter - Michał Zichlarz

Należę do grona osób, które raczej nie są zwolennikami biografii zawodników nadal czynnie uprawiających sport. Uważam, że taka historia jest po prostu niepełna. Mimo wszystko wśród takich pozycji są książki, po które warto sięgnąć. Jedną z nich jest książka „Kamil Glik. Liczy się charakter” autorstwa dziennikarza Michała Zichlarza.

„Co pomogło Glikowi w zrobieniu kariery? Charakter. Do tego podejście do treningów, zawziętość, ambicja, krew, pot i łzy. Te cechy sprawiły, że jest piłkarzem tak wielkiego formatu.”

Zapytacie, dlaczego warto przeczytać tę książkę? Ważnym argumentem „za” jest fakt, iż autor od wielu lat osobiście zna piłkarza. Na przestrzeni tego czasu nie tylko śledził jego karierę, ale także przeprowadził z nim mnóstwo rozmów. Biografia Glika - autoryzowana przez piłkarza, co jest kolejnym pozytywem - nie została napisana na przysłowiowym kolanie. To bardzo solidna książka. Widać, że autor wykonał mnóstwo pracy. Historia w niej przedstawiona w znacznej mierze opiera się na wypowiedziach samego piłkarza oraz relacjach osób, z którymi były, bądź nadal są, związane jego losy.

Michał Zichlarz ponadto przytacza wiele wątków danej historii, ukazuje obraz całej sytuacji. Dziennikarz dołączył także fragmenty artykułów na temat Glika, które w danym czasie ukazywały się w prasie bądź Internecie. Nawet te opinie, które były nieprzychylne polskiemu obrońcy. Oprócz tego czytelnik ma okazję poznać ciekawostki i dzieje drużyn, z którymi związany był Polak w czasie swojej dotychczasowej kariery.

„Ja mam jednak taki charakter, że po złych momentach zawsze się podnoszę.”

Książka ukazująca drogę, którą w piłkarskim świecie przeszedł Kamil, została podzielona na trzy części. Pierwsza zatytułowana „Polska i Hiszpania” dotyczy dzieciństwa, początków kariery oraz przygody na Półwyspie Iberyjskim, w tym pobytu w Realu Madryt. W drugiej części została przedstawiona kariera piłkarza w klubach włoskich, ostatnia zaś wiąże się z jego grą w reprezentacji. Wszystko kończy się wywalczonym awansem na tegoroczne mistrzostwa Europy we Francji, przed którymi miała miejsce premiera książki.

„Kamil trafił idealnie, a piłka wylądowała w siatce. Na trybunach zapanował szał radości.”

Czytając tę lekturę dowiecie się, dlaczego Glik nie został bramkarzem, choć dobrze radził sobie między słupkami, dlaczego został zdyskwalifikowany na rok w prawach zawodnika, komu Kamil zawdzięcza oryginalne przezwisko Ramos oraz po którym meczu kibice nazwali go Tytanem.

Odkryjecie, w jaki sposób Pastore pomagał Kamilowi w Palermo, dlaczego mimo wielkiego rozczarowania kibiców Torino po meczu z Genuą Glik zaskarbił sobie ich sympatię oraz którym z kolei zagranicznym kapitanem w historii Torino został polski obrońca. Przeczytacie, co, dla kibiców Torino, jest ważniejsze niż technika zawodnika, przeciwko któremu napastnikowi Glik najbardziej nie lubi grać, a także, kto przewidział zdobycie gola przez Kamila w meczu z Anglią na Stadionie Narodowym.

„Jest kapitanem zespołu w liczącym się włoskim klubie. Już samo to pokazuje, jaką musi mieć charyzmę.”

Kamil Glik zdradza jak podczas jego pobytu w Madrycie zachowywały się gwiazdy Realu oraz ujawnia, dlaczego Raul był szczególny. Porusza temat korupcji w Bari, tłumaczy, dlaczego wybrał Torino a odrzucił ofertę Glasgow Rangers. Piłkarz wyjaśnia także czy po przegranym meczu na Wembley pokłócił się z Zbigniewem Bońkiem, kiedy prezes wszedł do polskiej szatni. Mama piłkarza zdradza natomiast, jakie zachowanie widniało na świadectwie gimnazjalnym jej syna, a Waldemar Fornalik opowiada, jakim zawodnikiem w jego kadrze był Glik.

Do czego porównał Glika prezes Cacovii, kiedy Piast – ówczesny klub Polaka – wycenił go na kwotę czterech milionów złotych? Jak do Kamila zwracali się kibice w Turynie? Kto w polskiej reprezentacji jest największym kawalarzem?

„Minęło sporo czasu, nim dostał pierwsze powołanie. Gdy w końcu nadeszło, chwycił szansę obiema garściami i z kozła ofiarnego wyrósł na jednego z liderów kadry.”

Autoryzowana biografia Kamila Glika to ciekawa pozycja pozwalająca bliżej poznać kibicom postać polskiego obrońcy. To inspirująca historia pokazująca, że dzięki ogromnej pracy można osiągnąć wielkie cele, nawet wtedy, gdy nie przejawia się wybitnych zdolności. To historia zwykłego chłopaka. Chłopaka z marzeniami, który udowadnia, że nigdy nie należy się poddawać. Talent to nie wszystko, a w dążeniu do sukcesu liczy się również charakter.

„Hartowałem swój charakter na boisku i poza nim.”


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję Wydawnictwu SQN.




Źródło zdjęcia: własne

AUTOR: RealAnia